Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Londyn mówi

Gdy Boris Johnson żegnał się z fotelem premiera Wielkiej Brytanii, opozycja angielska nie cieszyła się nawet w połowie tak jak polska. Cóż, laburzyści wiedzieli, że i tak władzy na razie nie dostaną, a do końca kadencji konserwatyści mogą jeszcze poprawić sobie z nowym przywództwem sondaże. Potem działo się w Wielkiej

Brytanii aż za dużo ...

Z nadzieją witana premier Liz Truss kompletnie się pogubiła w swej polityce finansowej. W efekcie w historii, bardziej niż jako trzecia kobieta pełniąca ten urząd, zapisze się jako osoba, sprawująca funkcję najkrócej. Choć, tu widać pewną ironię losu, to właśnie najkrócej urzędująca premier pożegnała najdłużej panującą królową… Tak czy inaczej, Liz Truss już na Downing Street nie ma, a Rishi Sunak, jak na razie szczęśliwie nie zrobił nic, co wskazywałoby na osłabienie brytyjskiego wsparcia dla Ukrainy i naszej części Europy, czego niektórzy komentatorzy i znawcy polityki Zjednoczonego Królestwa się obawiali. Oczywiście, nie ma co chwalić dnia przed wieczorem. Wróćmy jednak na własne podwórko.

Polska opozycja (z wyjątkiem reprezentującego PSL prof. Bartoszewskiego, który Johnsona miał okazję poznać i chyba nawet polubić) odejście brytyjskiego premiera świętowała niczym własny sukces, podobnie jak wcześniej przegraną Trumpa w wyborach. Stało się to głównie dlatego, że Johnson jako orędownik, a od pewnego momentu architekt brexitu, stał się osobistym wrogiem Donalda Tuska. Panowie nie szczędzili sobie ostrych ciosów, ostatnie złośliwości były polski premier byłemu brytyjskiemu premierowi prawił już po jego odejściu.

Ta osobista niechęć sfory i naganiacza przesłoniła interes Polski i wynoszonej na sztandary Ukrainy, dla którego Johnson był najlepszym reprezentantem. Jak bardzo polityka Johnsona i jego współpracowników była dla naszego kawałka Europy ważna, a przy tym wcale nie oczywista, kolejny raz przekonujemy się, gdy w wywiadzie opowiada on o zachowaniach innych europejskich liderów w przededniu i na początku wojny.
O Niemcach wiemy, choć cenne, że Johnson potwierdza słowa niemającego u nas dobrej prasy z innych powodów byłego ambasadora, a dziś wiceszefa MSZ Melnyka. Nie ma sensu wam pomagać, bo przegracie. I bardzo dobrze – tak można streścić stanowisko Berlina. Były premier dorzuca do tego jeszcze nastawienie Francji. Macron w wojnę nie wierzył aż do końca, więc też niewiele zrobił, by jej zapobiec, bo trudno za takie działania uznać ugłaskiwanie Putina przez telefon i na żywo.

Boris Johnson natomiast wiedział, co się święci i może to właśnie odróżnia go od zadowolonego z siebie i zaślepionego towarzystwa elit Europy. I pewnie też dlatego aż tak naszych rodzimych wczorajszych (a sądzę, że i jutrzejszych) fanów demokratycznej jak nigdy w dziejach Rosji ucieszyło, że nie ma go już w wielkiej polityce.

Zapewne kiedyś wróci, ale na szczęście nawet teraz ma wiele do opowiedzenia.

 



Źródło: niezalezna.pl

Krzysztof Karnkowski