Przekaz jasny – oto jedyny człowiek, który jest w stanie połączyć podzielonych na obozy Polaków. „Nie ma dwóch Władków. Nie ma innego w Sejmie, na spotkaniu w Kraśniku i w domu. Zawsze jest taki sam, prawdziwy i autentyczny. Opiekuńczy, serdeczny, rodzinny, cudowny mąż i ojciec, prawdziwy mój przyjaciel. Ale potrafi powiedzieć stanowcze NIE, gdy komuś dzieje się krzywda, powiedzieć STOP, kiedy łamane jest prawo i Konstytucja. Honor, uczciwość, przyzwoitość” – mówiła Paulina Kosiniak-Kamysz, żona polityka.
Może tak jest, że nie ma dwóch Władków i że na wykładzie Leszka Jażdżewskiego, gdy obrażano katolików, klaskał ktoś inny, ale z pewnością są dwa PSL-e. Twarzą jednego są Władysław Kosiniak-Kamysz i Władysław Teofil Bartoszewski, a twarzą drugiego marszałek Adam Struzik i starzy działacze tego ugrupowania. I nijak te dwa PSL-e nie spinają mi się w głowie i każą myśleć, że wszystko, co widzę, to matrix. Tak bowiem jak za prezydentem Andrzejem Dudą stoi Jarosław Kaczyński z dorobkiem Prawa i Sprawiedliwości, tak za Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem stoją Adam Struzik, Waldemar Pawlak, Jan Bury i Mirosław Karapyta. Kosiniak-Kamysz był bezwolny przez lata w opozycji, w praktyce słuchał poleceń Grzegorza Schetyny i silniejszych partnerów. Jest niemal pewne, że działałby w logice „totalnej opozycji”, gdyby tylko ktoś dał mu szansę na prezydenturę.
Tymczasem Polski na totalność już nie stać. Trzeba budować siłę państwa, a nie odkurzać „totalną opozycję”.