Po drugie za krytykę działań reżimu lub niewłaściwy wpis w sieci można zostać ukaranym grzywną lub więzieniem. Po trzecie na Białorusi trwa niekończący się alert bojowy armii. Z początku traktowano to jako element zastraszenia sąsiednich krajów. Teraz jednak całe przedsięwzięcie jest postrzegane jako militarna paranoja. Gdy jedne jednostki kończą sprawdzian gotowości bojowej, drugie go zaczynają. W tym czasie inne rodzaje armii przygotowują się do działania w takiej formie. Wnioski z jednego alertu brane są pod uwagę przy ustalaniu kolejnego. Pomieszanie z poplątaniem, mające dać rzekome świadectwo, że białoruska armia, zwarta i gotowa, jest w stanie zastopować zachodni neoimperializm. Bo taki przekaz płynie z łukaszenkowskiej propagandy. W rzeczywistości dyktator nie ma nic do powiedzenia odnośnie do uzbrojenia i wojska, a wszystkie decyzje płyną od pryncypała z Kremla. Kolejne wytyczne czekają, wystarczy podnieść słuchawkę.