Szef odpowiada za czyny podkomendnych, nawet jeśli będzie się tłumaczyć brakiem wiedzy lub wprowadzeniem w błąd.
Może to kogoś zaszokować, ale przesłuchanie Donalda Tuska w warszawskiej prokuraturze uważam za wielkie święto demokracji, a jednocześnie dowód na jej przestrzeganie w naszym kraju.
Łatwo sobie wyobrazić, jak potraktowano by przewodniczącego Unii, gdyby w Polsce naprawdę panowała „pisowska awantura”, jakiej istnienie dzień w dzień imputuje opozycja. Wyobrażacie sobie Państwo takie powitanie i triumfalny przemarsz przez miasto w Rosji Putina? A turecki prezydent po prostu nie wypuściłby Donalda z gmachu prokuratury, nie przejmując się immunitetami. Co zrobiłby dyktator Korei Północnej, wolę nie myśleć… Inna sprawa – co się odwlecze, to nie uciecze. Między końcem królowania Europie a wyborami prezydenckimi w Polsce, które najwyraźniej pan Donald chce wygrać, jest dość czasu na proces, osądzenie i skazanie. Nie wiem też, czy znajdzie się dość dowodów, aby nitki większości afer doprowadziły do Kancelarii Premiera. Pozostaje jednak sprawa bezsporna: Smoleńsk – rozdzielenie wizyt i oddanie śledztwa Rosjanom. I tu nie ma ucieczki – szef odpowiada za czyny podkomendnych, nawet jeśli będzie się tłumaczyć brakiem wiedzy lub wprowadzeniem w błąd. Nie ma usprawiedliwiania dla rzekomo wspólnego śledztwa, zakazu otwierania trumien, kłamstw o przekopywaniu ziemi. Polityk Zachodu, za jakiego niektórzy pragną Tuska uważać, wobec tragedii smoleńskiej musiałby zachować się nie jak geszefciarz dbający o interesiki własnej partii, ale jak mąż stanu, patriota i przyzwoity człowiek. Nawet jeśli to była tylko niezawiniona katastrofa, szefowi państwa, które nie zdało egzaminu, wypadało złożyć dymisję. Równocześnie należało zaproponować stworzenie eksperckiego rządu zgody narodowej i powołanie komisji smoleńskiej, w której przewagę miałaby opozycja.
I dlatego będzie musiał za to odpowiedzieć. Chyba że ucieknie.
Źródło: Gazeta Polska
#Donald Tusk
Marcin Wolski