Polityczna poprawność i nie tylko
Zamieszki po brutalnej interwencji francuskiej policji w miejscowości Aulnay-sous-Bois na północnych przedmieściach Paryża rozlały się po całym kraju.
Wizyta prezydenta François Hollande’a przy szpitalnym łóżku 22-letniego ciemnoskórego Theo, rannego podczas zatrzymania w ramach akcji wymierzonej w dilerów narkotyków, w tak etatystycznym państwie jak Francja musi mieć i konsekwencje prawne. Ciekawe, że ten sam prezydent nie znalazł czasu, by odwiedzić rannych w pułapce zastawionej przez handlarzy narkotyków w Viry-Chatillon policjantów, których samochód został obrzucony koktajlami Mołotowa, a sami poszkodowani z ciężkimi poparzeniami trafili do szpitala.
Jednak to już inna bajka i pochodna rozluźnienia systemu sprawiedliwości za rządów Partii Socjalistycznej. Przy tej okazji odezwali się też tzw. celebryci. Podpisali petycję publikowaną przez lewicowy dziennik „Liberation”, która jest skierowana przeciw policji. Lewicowość celebrytów dotyczy niemal wszystkich krajów i powinna zostać opisana jako osobne zjawisko. Petycja wywołała krytykę szefa policji, ale w czasach, kiedy głos jakiegoś komedianta, który może mówić niemal na każdy temat, liczy się bardziej od głosu naukowców i specjalistów, nikt się tym nie przejął. Warto jednak pamiętać, że takie poparcie ze strony „celebrytów” tworzy pewną atmosferę bezkarności coraz bardziej zanarchizowanych band na przedmieściach dużych miast francuskich.
Stanowisku celebrytów nie należy się dziwić. Dla przykładu, obficie reprezentowani wśród sygnatariuszy petycji aktorzy stali się obecnie czołowymi bojownikami frontu walki ideologicznej lewicy. Zaprotestują, wesprą swoją popularnością, a jak trzeba, to i pomogą w tresurze społeczeństwa.
Wykorzystywanie popularności aktorów i sztuki filmowej do kształtowania opinii społeczeństwa i zmian systemu wartości jest stosowane od lat. Gdzie jednak te czasy, kiedy to bodajże Stanisław Dygat pytany o swoją niepokorność odpowiadał: „bo ja jestem wychowany na westernach”. Teraz wychowują nas seriale. Już od dawna wprowadza się wśród ich bohaterów homoseksualistów (koniecznie bohater pozytywny), którzy mają nas z tym zjawiskiem oswajać. Francuzi weszli tymczasem na telewizyjną ścieżkę oswajania z gender i transpłciowością. Od marca pojawi się na TF1 serial „Louise”. Jego głównym bohaterem jest Ludwik, który stał się Ludwiką. Pewna kobieta odkrywa, że jej nowa sąsiadka to jej eksmąż, z którym rozwiodła się siedem lat wcześniej, no i mamy gotową fabułę. „Ono” próbuje nawiązywać relacje ze swoimi dziećmi, szuka akceptacji środowiska itd., itp., a kucharki i gospodynie się przyzwyczajają.
Jeśli chodzi o „postęp” ludzkości, to warto jeszcze odnotować wyrok na francuski Femen. Sąd apelacyjny utrzymał wyrok miesiąca więzienia w zawieszeniu dla działaczki tego ruchu Éloïse Bouton. Adwokaci składali w tej sprawie apelację, uważając, że skazano ją za „bluźnierstwo”, co w laickiej Republice nie uchodzi. W grudniu 2013 r. Femen napadł na kościół Madeleine w Paryżu, pani Bouton roznegliżowała się, zainscenizowano aborcję Pana Jezusa, rozrzucając wokół figurki Dzieciątka cielęce wątróbki i ogłoszono, że Boże Narodzenie jest anulowane. Miesiąc w zawieszeniu był pierwszym wyrokiem skazującym dla Femenu za striptiz w miejscu publicznym. Ponieważ wyrok skazujący dotyczył jednak kościoła, a w innych wypadkach pokazów topless (np. przed sądem w Lille czy w muzeum Grevin), zapadało uniewinnienie, adwokaci pani Bouton uznali, że chodzi tu o „bluźnierstwo”, które w świeckim kraju penalizowane być nie powinno. Niby drobiazg, ale też charakterystyczny dla nowych czasów i nowych obyczajów.
Autor jest publicystą „Głosu Katolickiego” (Voix Catholique) w Paryżu.