Nadija Sawczenko jest wolna. Wolna od rosyjskiego więzienia, upokorzeń i głodówek. Ale jej nagły powrót na Ukrainę to problem dla tamtejszych władz, społeczeństwa i dla niej samej. Jeśli gdzieś do dziś z okazji jej uwolnienia strzelają korki od szampana, to paradoksalnie tylko na Kremlu.
Sawczenko w niewoli Putina przebywała od lipca 2014 r., kiedy to aresztowano ją pod zarzutem zabójstwa dwóch dziennikarzy. Według władz Rosji miała nakierowywać telefonicznie ogień artyleryjski na ekipę prasową. Kijów od samego początku zaprzeczał temu, zwracając uwagę, że Sawczenko została de facto uprowadzona z terytorium wschodniej Ukrainy, gdzie przebywała na urlopie z armii jako ochotnik batalionu „Aidar”.
W marcu 2016 r. rosyjski sąd skazał ją na 22 lata łagru. W ostatnią środę doszło jednak do przełomu – władze w Moskwie zdecydowały się wymienić ją na dwóch rosyjskich wojskowych z GRU pojmanych w Donbasie. Nie było chyba obserwatora spraw wschodnich, którego nie zaskoczyłaby ta nagła wymiana. Fakt, że „łaskawy car” Władimir Władimirowicz Putin zdecydował się na tę transakcję, jest zaskakujący i zasługuje na osobną analizę. Cóż, być może jest tak, że sytuacja wewnętrzna w Federacji Rosyjskiej jest już tak krytyczna, że Pan na Kremlu liczy, iż w ten sposób uda się przynajmniej ograniczyć sankcje nałożone na Rosję. Zobaczymy. Na razie internet podbija greps o tym, że „jedna ukraińska kobieta jest warta dwóch rosyjskich mężczyzn”.
Bosa Nadija wchodzi w politykę
Ale widok bosej Sawczenko, zwracającej się w mocnych słowach do dziennikarzy na podkijowskim lotnisku Boryspol, każe postawić pytanie, co bohaterka Ukrainy – którą jest bezsprzecznie – ma zamiar zrobić z ogromnym kapitałem politycznym, który mimochodem zbiła podczas pobytu w rosyjskiej tiurmie.
Oficjalnie Sawczenko jest deputowaną do Rady Najwyższej wybraną z list Batkwiszczyny – partii Julii Tymoszenko. Była premier Ukrainy oddała jej w trakcie kampanii wyborczej w 2014 r. pierwsze miejsce na swojej liście. Ten sprytny zabieg pozwolił „zmonetyzować” postać uwięzionej pilot do celów politycznych. Tymoszenko liczyła zapewne, że po ewentualnym zwolnieniu wciągnie tym samym Nadiję w swój polityczny młynek. Sama Sawczenko z oczywistych względów nie sprzeciwiła się temu, by jej twarz zalała z plakatów wyborczych całą Ukrainę. Mandat uzyskała.
Ale dziś, kiedy nabotoksowana Tymoszenko – w niczym nieprzypominająca zmęczonej życiem kobiety, przemawiającej na majdanie z wózka inwalidzkiego tuż po zwolnieniu z charkowskiego więzienia – oczekiwała z kwiatami na powrót Nadii, stało się coś interesującego. Wbrew oczekiwaniom dniepropietrowskiej oligarchini uwolniona pilotka nie rzuciła się jej w ramiona, nie przyjęła nawet wspomnianych kwiatów. Po krótkim oświadczeniu dla mediów udała się do kancelarii prezydenta Petra Poroszenki, zostawiając Julię na lotnisku.
Tam też było interesująco. Jak relacjonuje Paweł Bobołowicz, podczas wystąpienia u boku Poroszenki – który wygłaszał słowa w stylu: „Tak jak odzyskaliśmy Nadię, tak odzyskamy Donbas i Krym” – Nadija nie wyglądała jednak na szczególnie zainteresowaną prezydentem i jego emocjonalnym zaangażowaniem. Przyczyn tego można oczywiście doszukiwać się w stresie, zmęczeniu i wielu innych rzeczach. Ale pytanie pozostaje: co teraz zrobi Nadija?
Wojna w Radzie Najwyższej
Ukraińcy kochają Sawczenko. Ale kochają ją jako symbol oporu przeciwko Rosji, niezłomną żołnierkę, która (dosłownie) pokazywała „wała” temu, który postanowił deptać ich kraj. Wcale nie jest powiedziane, że Nadija nie rozmieni tego bohaterstwa na drobne. Nie jest wszak politykiem. Z drugiej strony w Radzie Najwyższej nie brakuje już teraz bohaterów majdanu czy żołnierzy batalionów ochotniczych wciąganych na listy wyborcze jako „paprotki”. Rzadko kiedy jednak pełnią oni jakiekolwiek istotne funkcje, a ich działalność jest w zasadzie niezauważalna. Wyjątkiem jest chyba jedynie były komendant majdanu, dziś przewodniczący Rady Najwyższej, ale to inna historia. Sawczenko jest z zupełnie innej gliny. Jej słowa są proste i żołnierskie, podobnie podejście do „sprawy ukraińskiej”.
W tym miejscu można pokusić się o tezę, że polityczne wykorzystanie Sawczenko w niczym Ukrainie nie pomoże. Więcej – wstawienie jej do Rady Najwyższej skończy się kolejnymi, znanymi z tego budynku wrzaskami, przepychankami, populizmem. Już teraz widać, że Sawczenko zna politykę jedynie z perspektywy fron-towego żołnierza, więc nie ma pojęcia o jej mechanizmach, uwarunkowaniach etc.
Przy tym wszystkim nie wygląda na to, by temperament pilotki powstrzymał jej zapędy do bycia kimś w rodzaju ambasadorki Ukrainy, która głosiłaby na Zachodzie prawdę o Federacji Rosyjskiej. Bo choć z naszego punktu widzenia wydawałoby się to oczywiste, to i ona na to za ostra, i politykom w Radzie Najwyższej się to nie opłaca.
A z obecności Sawczenko w krajowej polityce mogą być same problemy. Jest zaangażowana w wojnę z Rosją na poziomie, który jest nie do pojęcia dla zwykłego człowieka. Jest zależna od swoich ludzi na froncie, od innych uwięzionych i zapewne zdeterminowana, by występować w ich imieniu. A to – mówiąc brutalnie – nie jest wcale tożsame z interesem całego kraju, ale także polityków, sitw oligarchicznych etc. O tym, że te interesy również się nie przecinają, nie trzeba nikogo przekonywać. Sawczenko jest więc absolutnie idealna do rozgrywania przez stare polityczne wygi w rodzaju Poroszenki i Tymoszenko, którzy zapewne już teraz myślą, jak ją dalej „monetyzować”.
Bohaterowie są potrzebni, gdy milczą
Bo bohaterowie są piękni, gdy cierpią. Są wówczas potrzebni. Są potrzebni władzy, gdy giną lub gdy się ich uwalnia. Wtedy można grzać się w ich blasku i wykorzystywać ich politycznie. Potem odstawia się ich na bok, by nie przeszkadzali, i zamyka usta złotym kneblem. Taki los spotkał już wielu przedstawicieli majdanu i żołnierzy ze Wschodu. Spacyfikowano w ten sposób także czołowych dziennikarzy śledczych i liderów społecznych. Można więc mieć przekonanie, że z dziarską pilotką będzie podobnie. Co więcej – sama Sawczenko na pierwszy rzut oka nie wydaje się mieć zadatków na to, by jak uwolniony z wietnamskiej niewoli John McCain, pełnić ważne role polityczne. Poza tym Ukraina to nie USA. Tu kultura polityczna jest cokolwiek inna.
Jest jeszcze jedno zagrożenie, na które zwraca uwagę część komentatorów. Nadija może pociągnąć ludzi na ulicę. „Powinna zostać prezydentem” – stwierdzają co bardziej odważni publicyści. I choć to akurat wydaje się mało prawdopodobne, to władza w Kijowie będzie to zagrożenie minimalizowała. Z drugiej strony taka ewentualność byłaby oczywiście najlepsza dla Rosji, liczącej zapewne, że niespodziewane jednak pojawienie się ukraińskiej pilotki może jeszcze bardziej zdestabilizować sytuację nad Dnieprem. Kto wie, może właśnie taki był motyw działania „łaskawego” Władimira Putina?
Podczas piątkowej konferencji prasowej Sawczenko powiedziała, że jeśli naród chce, to może ona zostać prezydentem Ukrainy. Czy jednak chce tego naród? Trudno powiedzieć, na pewno podobnego zamieszania chciałby Władimir Władimirowicz Putin, od dawna dbający o to, by Ukraina nie wychodziła z chaosu – zarówno politycznego, jak i wojennego.
Nie ulega wątpliwości jedno. Dla szczerej i walecznej Sawczenko kończy się rosyjskie piekło, a zaczyna ukraińskie piekiełko. Tam, na froncie i w niewoli, wszystko było proste, a wróg był jasno zdefiniowany. Tu tak nie będzie.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Wojciech Mucha