Nie można fotografować TVP w likwidacji
Reporter Telewizji Republika Michał Gwardyński próbował dziś wejść do siedziby TVP w likwidacji na spotkanie w sprawie organizowanej debaty prezydenckiej. Nie został wpuszczony, a ochroniarz upominał operatora kamery, zwracając uwagę na tabliczki, jakie zawieszone są na bramie.
Okazało się, że na budynku pojawiły się tabliczki w pięciu językach - polskim, angielskim, niemieckim, rosyjskim i arabskim - zakazujące fotografowania. Najwyraźniej potencjalni szpiedzy muszą być uprzejmie poinformowani w ich ojczystym języku, że robienie zdjęć budynku mogłoby zagrozić narodowemu bezpieczeństwu.
Przekreślone symbole aparatu, kamery i telefonu komórkowego jasno wskazują, że nawet próba uwiecznienia siedziby mediów publicznych w procesie likwidacji jest zabroniona. Ale w czasach, gdy każdy ma w kieszeni telefon z dostępem do Google Maps, a budynek TVP można obejrzeć ze wszystkich stron na zdjęciach zamieszczonych w sieci, wprowadzenie zakazu fotografowania wydaje się równie skuteczne, co próba utrzymania oglądalności po nielegalnym przecięciu mediów publicznych.
Jak zauważyło biuro prasowe TVP w odpowiedzi dla Wirtualnych Mediów, jest to teraz obiekt "szczególnie ważny dla bezpieczeństwa i obronności państwa". Pozostaje tylko pytanie: przed czym właściwie bronią nas programy telewizji publicznej w likwidacji?
Uważam, że za obiekt strategiczny powinna zostać uznana także Dorota Wysocka-Schnepf. W czasie debaty udowodniła przecież, że z punktu widzenia obecnej władzy takim obiektem jest.
– specjalnie dla Niezalezna.pl komentuje Piotr Lisiewicz.
"Zakaz fotografowania to krok w dobrym kierunku. Niezbędny jest jeszcze zakaz filmowania i nadawania programów i Polacy odetchną z ulgą. To przypomina słynną scenę z Monty Pythona, gdy żołnierz przychodzi oburzony do swojego dowódcy, że w wojsku jest mnóstwo niebezpiecznej broni, która może zrobić komuś krzywdę" - puentuje Lisiewicz.