Obie strony politycznej barykady w Polsce oskarżają się nawzajem o to, że tkwią w swoich „bańkach” i nie widzą nic ponad to, co jest im serwowane przez „własne media”. Problem w tym, że owe „własne media” są w naszym kraju w olbrzymiej nierównowadze jeśli chodzi o potęgę kapitałową, zasięgi i możliwości.
Uzyskanie miejsca na tzw. multipleksie przez Telewizję Republika to krok w dobrą stronę, jeśli chodzi o budowanie równowagi, jest szansa na to, że powstanie naprawdę silny ośrodek telewizji konserwatywnej. Ale i tak, by zbliżyć się do potencjału finansowo-medialnego TVN-u i innych, potrzeba dużo czasu i jeszcze więcej pieniędzy pieniędzy. A trzeba pamiętać, że przez szantaż – w sposób urągający wszelkim demokratycznym standardom – środowisko gazetowo-wyborcze zastraszyło i zmusiło do wycofania się z anteny Republiki wielu reklamodawców. Jak działa takie zastraszanie jakiś czas temu pokazał w swoim kanale Krzysztof Stanowski, słusznie podkreślając, że ma wystarczające zasięgi by walczyć z molochem z Czerskiej – lecz ilu ludzi i ile firm udało się stłamsić przez metodę bezpośredniego, mailowego nacisku w stylu: „jak długo jeszcze będziecie się reklamować u tych… (nazistów, faszystów, rasistów, prawaków, katoli, antysemitów etc. – do wyboru)?”.
Media konserwatywne mają „pod górę” nie tylko w Polsce – ta sama sytuacja dotyczy większości państw Zachodu: od USA po kraje Unii Europejskiej. Liberalna dyktatura intelektualna to nie wymysł oszołomów wietrzących jakieś spiskowe teorie, lecz prosty i oczywisty fakt – wystarczy spojrzeć na kształt większości produkcji filmowych, seriali i programów telewizyjnych, by to zauważyć. Jeśli w każdym dużym serialu niejako z musu pojawia się wątek homoseksualny (od hitów Apple’a w stylu „For all Mankind” (gdzie lesbijka leci w kosmos w latach 60. XX wieku), po serialu typu familijnego, jak „Niedaleko pada jabłko” na Sky Show), to być może w końcu zacznie to drażnić także i „lewą stronę” wyczuwającą, że to nienaturalne i sztuczne. Ale czy zacznie? I kiedy?
Na razie jest jak jest – umysłami i światopoglądem milionów ludzi na całym świecie zarządza lewica. Za pomocą potężnych mediów i narzędzi świata kultury. Takie więc kroki, jak budowanie telewizji konserwatywnej w Polsce, to jest szansa na jakąś normalność. Ale łatwo nie będzie. Bo dyktatura ma to do siebie, że nie pozwala na „wyskoki” i próby jej zdestabilizowania. Tym bardziej potrzeba wsparcia tych, bez których żadna telewizja istnieć nie może – bez widzów. Miejmy nadzieję, że widownia konserwatywna jest w Polsce tak duża, iż to dzięki niej uda się naprawdę skutecznie bić o równowagę na medialnym stole, przy którym toczy się gra o ludzkie dusze i umysły.