Gdy dzisiaj reporterka portalu Niezalezna.pl podeszła do kiosku na ulicy Mickiewicza w Poznaniu, pan Ryszard sprzedawał właśnie ostatni egzemplarz "Gazety Polskiej". Pozostałe kupiono wcześniej. - 19 lat sprzedaję w kiosku Ruchu, nigdy nie było tak, by sprzedawca ponosił konsekwencje za to, co jest sprzedawane. Tu są gazety z prawicy i z lewicy. Ja sprzedaję wszystkie - mówi nam pan Ryszard. Komentując wpis grupy Stonewall na Facebooku stwierdził, że w ten sposób dali "zielone światło" agresorom.
Jak już wcześniej informowaliśmy, w jednym z poznańskich kiosków pojawiła się agresywna sympatyczna LGBT, której nie podobało się, że w tym miejscu sprzedawana jest "Gazeta Polska", do której dołączona została naklejka. Doszło do tego krótko po tym, jak na Facebooku grupy Stonewall (promującej ideologię LGBT), pojawił się post z "ostrzeżeniem", by omijać ten kiosk, bo tam jest sprzedawana "GP".
Dzisiaj z właścicielem kiosku spotkała się nasza reporterka. Opowiadał co się wydarzyło.
- Po godzinie 16 młoda dziewczyna w koszulce z kolorowym orłem przyszła do kiosku i spytała, czy mam coś przeciwko LGBT. Nie odpowiedziałem, tylko spytałem o co chodzi. Powiedziała, że zadzwonił do niej kolega, który twierdzi, że sprzedaję "Gazetę Polską". W dalszym ciągu nie rozumiałem o co chodzi
- relacjonuje pan Ryszard.
Wtedy kobieta oblała sprzedawcę i wszystko, co się wokół niego znajdowało, czekoladowym napojem mówiąc, że to "od nas". I uciekła.
Pan Ryszard dodał, że przez zamoczenie sprzętu doszło do zwarcia, po czym przestał działać mu komputer i kasa.
Gdy pytamy, czy wiedział o istnieniu grupy Stonewall, która zamieściła zdjęcia jego kiosku - odpowiada przecząco.
- Dopiero po tym ataku klienci opowiadają mi, że jest to grupa, która się zajmuje promowaniem ideologii LGBT, i zostałem przez nich opisany na Facebooku
- zaznacza pan Ryszard.
Wcześniej przedstawiciel Stonewall w rozmowie z Niezalezna.pl stwierdził, że organizacja nie czuje się odpowiedzialna za to zdarzenie. Właściciel kiosku twierdzi jednak, że takimi postami dali "zielone światło do działania".
Pan Ryszard twierdzi też, że być może jest to odwet za to, co działo się w Białymstoku.
- Skoro sprzedaje "Gazetę Polską", to trzeba mu dołożyć - opisuje intencje napastniczki i jej towarzystwa.
- 19 lat sprzedaję w kiosku Ruchu, różne opcje polityczne przejmowały władzę, ale nigdy nie było tak, by sprzedawca ponosił konsekwencje za to, co jest sprzedawane. Tu są gazety z prawicy i z lewicy. Ja sprzedaję wszystkie
- zaznacza pan Ryszard.
Przyznaje też, że gazeta była wystawiona, by zwrócić uwagę klientów, ale nie była sama, były tam różne tytuły.
Właściciel kiosku relacjonuje, że zgłosił napaść na policję. Zaznacza, że ulica jest monitorowana, więc nie powinno być żadnego problemu z odnalezieniem napastniczki.
Po tym zdarzeniu pan Ryszard zdjął "Gazetę Polską" z witryny, ze strachu przed kolejnymi napaściami. Nadal jednak sprzedawał - aż do ostatniego egzemplarza.