"Historia środowiska Donalda Tuska składa się z kolejnych lawin kłamstwa. Pomiędzy nimi mamy antrakty, czyli przerwy, służące temu, by ludzie zapomnieli, czym owo środowisko jest. Z tym, że każda z takich lawin składa się z kłamstw coraz bardziej absurdalnych" - czytamy w najnowszej "Gazecie Polskiej". Zachęcamy do lektury - także w formie cyfrowej!
- „Przysięgam Polakom, że każdy, kto w moim rządzie zaproponuje podwyżkę podatków, zostanie osobiście przeze mnie wyrzucony” – ogłosił w 2007 roku Donald Tusk, co stało się preludium dla podwyższania podatków przez niego samego. Od 2011 roku Polska jest w strefie euro, mamy podatek liniowy, a za rządów PO i PSL emigranci zaczęli wracać do Polski – tak byłoby, gdyby Donald Tusk zwykł mówić prawdę. Ale zawsze był patologicznym kłamcą. Teraz uznaje, że skoro od jego wyjazdu do Brukseli, do której skądinąd obiecywał nie wyjeżdżać, minęło 8 lat, to nikt już nie pamięta jego dawnych obietnic. I ogłasza nowe, przy których stare są tak umiarkowane, że można by go uznać za prawie uczciwego
- pisze Piotr Lisiewicz w najnowszym numerze tygodnika "Gazeta Polska".
Lista nowych obietnic Tuska faktycznie robi wrażenie, jakby chciał on wystąpić w obronie dyskryminowanych przez Olgę Tokarczuk, a wcześniej także przez Media Markt idiotów, uznając, że skoro noblistka ogłosiła, iż jej książki nie są dla nich, to Tusk zrekompensuje im to, ogłaszając obietnice wyłącznie dla idiotów. Przekonanie, że Tusk kłamie, łączy publicystów od prawa do lewa. Tylko że zupełnie inaczej to nazywają i wyciągają z tego całkiem odmienne wnioski.