Jeśli miałeś pecha i otrzymałeś prawomocny rozwód od „neosędziego”, a potem zawarłeś nowy ślub, to okaże się, że jest on nieważny i musisz wrócić do poprzedniego małżonka. Podobnie ze spadkiem – nieważne, że kupiłeś za niego mieszkanie. Teraz będziesz musiał go zwrócić. Ale będzie jeszcze lepiej: pedofile, mordercy i wszelkiej maści kryminaliści wkrótce mogą się stać beneficjentami pomysłów działaczy Iustitii, jeśli wejdą one w życie. Bo chcą oni – wspierani przez polityków Platformy Obywatelskiej – podważyć status 3 tys. sędziów, którzy przez minione sześć lat wydali około 6 milionów rozmaitych decyzji, m.in. wyroków.
– Jeśli ktoś, zdaniem Iustitii, nie był sędzią, to to, co wydał, nigdy nie może być uznane za wyrok. Jakaś logika, konsekwencja jednak muszą być. W ich projekcie tej logiki po prostu nie ma – mówi sędzia Michał Lasota, prezes Sądu Okręgowego w Olsztynie.
Platforma Obywatelska ma żelazny elektorat, który w każdych wyborach wiernie na nią głosuje, a procentowe wyniki poparcia są rekordowe w skali kraju. To przestępcy odsiadujący kary w więzieniach lub przebywający w aresztach śledczych. Najnowszy przykład z październikowych wyborów do Sejmu: w areszcie na warszawskiej Białołęce lider PO Donald Tusk otrzymał 773 głosy, a pozostałe komitety razem wzięte zaledwie 398 głosów. Z kolei Adam Bodnar, czyli prawdopodobny przyszły minister sprawiedliwości, w wyborach do Senatu dostał od osadzonych ponad 76 proc. głosów.
Teraz na pensjonariuszy Białołęki, ale również Wronek, Sztumu, Rawicza, Krzywańca itd., być może czeka niespodzianka. Pojawiło się bowiem ryzyko, na które nikt wcześniej nie zwrócił uwagi. Czy w konsekwencji przyjęcia skrajnych projektów Iustitii bramy „kryminałów” w całej Polsce szeroko się otworzą, a bandziory hurtowo będą wychodzić na wolność? – Niby trudno to sobie wyobrazić, ale traktując dosłownie zapowiedzi tej organizacji, takiego scenariusza nie da się wykluczyć. Przepis przepisem, a przecież zdolności interpretacyjne niektórych przekraczają granice fantazji – mówi „Gazecie Polskiej” sędzia penitencjarny ze Śląska. – Niewątpliwie jednak wprowadzą chaos w wymiarze sprawiedliwości – dodaje.
Gdy w połowie listopada „Gazeta Polska” rozmawiała z sędzią Dagmarą Pawełczyk-Woicką, przewodniczącą Krajowej Rady Sądownictwa, poruszyliśmy temat gróźb ze strony stowarzyszenia Iustitia i polityków opozycji pod adresem trzech tysięcy sędziów, którzy otrzymali nominacje po 2017 roku. Mieliby oni być weryfikowani, odwoływani, a nawet wyrzucani, choć polskie prawo, a przede wszystkim Konstytucja, gwarantują im nieusuwalność.
Wówczas też padła odpowiedź na pytanie, co z wyrokami tych sędziów: „Jesteśmy w fazie liczenia orientacyjnego. (…) Sędziowie w różnym czasie byli powoływani, więc niektórzy orzekali przez kilka lat. Tak naprawdę każde z tych orzeczeń mogłoby podlegać procedurze wznowieniowej. To setki tysięcy albo i miliony” – powiedziała wtedy sędzia.
Sytuacja uległa istotnej zmianie. W zeszłym tygodniu przewodnicząca KRS była gościem Telewizji Republika i w rozmowie z red. Katarzyną Gójską podała już konkretną liczbę. Bardzo niepokojącą. Poinformowała bowiem, że wskazywana grupa trzech tysięcy sędziów wydała już około… 6 milionów załatwień, czyli decyzji w różnej formie kończących sądowe postępowania! Zarówno wyroków, jak i postanowień. W sprawach karnych, cywilnych, rodzinnych, gospodarczych, majątkowych... Dosłownie we wszystkich aspektach życia społecznego, które trafiają na wokandę.
Każde z nich byłoby zagrożone wszczęciem procedury wznowieniowej. Dla zobrazowania skali gigantycznego problemu, który wkrótce może storpedować działalność sądów w całej Polsce, przewodnicząca KRS przytoczyła inne liczby. Wszyscy sędziowie, których jest ponad 9 tysięcy, załatwiają rocznie 4,5 miliona spraw. „Czyli półtora roku pracy do kosza. Nie mówię, że we wszystkich sprawach doszłoby do wznowienia, i że w każdej strony składałyby wniosek, ale w wielu na pewno tak” – podkreśliła sędzia Pawełczyk-Woicka. „Skala destrukcji jest niewyobrażalna”.
„Gazeta Polska” uzyskała oficjalne potwierdzenie tej informacji. „Liczba spraw, jakie rozstrzygnęli ci sędziowie w latach 2018–2023, przekracza 6 mln” – przekazała nam KRS.
– Ta liczba jest porażająca – mówi sędzia Michał Lasota, prezes Sądu Okręgowego w Olsztynie.
Co w praktyce oznacza groźba unieważnienia milionów orzeczeń sądów różnego szczebla?
– Chaos nie tylko wymiaru sprawiedliwości, ale również życia społecznego. Przecież sądy orzekają w różnego rodzaju sprawach, oprócz karnych, także gospodarczych, rodzinnych, pracowniczych. To by wstrząsnęło systemem – nie ma wątpliwości sędzia Ryszard Sadlik, prezes Sądu Okręgowego w Kielcach i członek zarządu Ogólnopolskiego Zrzeszenia Sędziów „Sędziowie RP”.
Zwraca uwagę, że część orzeczeń już dawno została wykonana. Jeśli ktoś na takiej podstawie otrzymał zapłatę, to będzie musiał oddać pieniądze? Albo spadek został podzielony i część spadkobierców sprzedała swoje części, więc jak to unieważnić? Takich retorycznych pytań jest bardzo dużo. Sytuacja tylko z pozoru absurdalna: ktoś został prawomocnie rozwiedziony i wziął kolejny ślub, to czyim będzie małżonkiem? A może bigamistą?
– Cofnięcie skutków takich orzeczeń jest absolutnie niemożliwe – podkreśla prezes kieleckiego sądu.
– Jeśli ktoś, zdaniem Iustitii, nie był sędzią, to to, co wydał, nigdy nie może być uznane za wyrok. Jakaś logika, konsekwencja jednak muszą być. W ich projekcie tej logiki po prostu nie ma – kategorycznie ocenia prezes Lasota. I zgadza się z opinią, że realizacja tych pomysłów byłaby katastrofalna dla funkcjonowania sądów. – U nas wydział gospodarczy, który zajmuje się sporami pomiędzy przedsiębiorcami, zostałby właściwie zamknięty – zaznacza.
Natomiast w wydziale karnym, gdzie są osądzane najpoważniejsze zbrodnie, na przykład zabójstwa, wypadłaby połowa sędziów. Podobnie w wydziale cywilnym, który rozstrzyga chociażby w sprawach frankowych, a w wydziale cywilnym rodzinnym (m.in. rozwody) pozostałby… jeden sędzia. – Absolutny paraliż – komentuje prezes Lasota.
Podobna sytuacja byłaby w większości sądów w całym kraju.
Nasi rozmówcy szczególną uwagę zwracają na sytuację sędziów sądów rejonowych, którzy według Iustitii w ogóle nie byli sędziami. Tymczasem orzekali w milionach drobniejszych spraw, ale tych najczęściej dotykających Polaków. Co z ich orzeczeniami?
– Skoro mają trafić na bruk, to jakim cudem mogą funkcjonować w obrocie prawnym ich postanowienia lub wyroki – zastanawia się sędzia penitencjarny ze Śląska. – To byłoby kuriozum prawnicze; niby sędzia nie miał prawa orzekać, bo nie był sędzią, ale wyrok jest ważny.
– Podważając status sędziego, nie da się pozostawić orzeczenia, które wydał. Bo kto orzekał w imieniu Rzeczypospolitej? – dodaje sędzia Sadlik.
Prezes kieleckiego sądu nie ma również wątpliwości, że wprowadzenie takich rozwiązań natychmiast zostanie wykorzystane przez strony niezadowolone z orzeczenia. – Oczywiście, że ich adwokaci czy radcowie prawni podejmą wszelkie możliwe działania, a sądy zasypie fala różnego rodzaju skarg, wniosków dotyczących orzeczeń, które są prawomocne, zostały wykonane – przewiduje. – Otrzymalibyśmy kolejne miliony spraw do rozpoznania, dla sądownictwa byłoby to tragiczne.
– Jeśli ktoś przegrał postępowanie i pojawiłaby się szansa na zaskarżenie – w jego odczuciu niesłusznego i niesprawiedliwego orzeczenia, to nie skorzysta? – mówi prezes Lasota. I wskazuje na kolejne absurdy. – A co z tymi, którzy zostali prawomocnie uniewinnieni? Ponownie przeprowadzone zostanie postępowanie karne? – pyta.
A jest coś jeszcze. Przecież to właśnie w „rejonach” zapada pierwsza decyzja o stosowaniu tymczasowego aresztu wobec podejrzanych o przestępstwo.
– Jeśli osadzony dowie się, że wysłał go za kraty sędzia, który nagle nie będzie uznawany za sędziego, to pewne jest, że będzie kwestionował taką decyzję. Skazani ze znacznie bardziej błahych powodów piszą pisma procesowe – dodaje śląski sędzia.
Z kolei prezes Lasota wyjaśnia: – Jeśli przyjmiemy, że nie byli sędziami i nie mogli wydawać wyroków, to osoby przez nich skazane lub tymczasowo aresztowane powinny zostać zwolnione z jednostek penitencjarnych – mówi.
Czy w tej sytuacji skutkiem ubocznym pomysłów Iustitii będzie nieformalna amnestia?
– Faktyczna amnestia – stwierdza sędzia Tomasz Kosakowski, wiceprezes olsztyńskiego sądu. – Te pomysły są tak ułomne, że ciężko z nimi logicznie, merytorycznie dyskutować – dodaje.
O konsekwencje projektu Iustitii zapytaliśmy również rzecznika Iustitii. Okazało się, że sędzia Bartłomiej Przymusiński w kwestii wyroków nie widzi problemu. – Zakładamy, że muszą pozostać w mocy, z uwagi na stabilność prawa i systemową ochronę praw ludzi, którzy stawali przed takimi sędziami – stwierdził. – Z wyjątkiem sytuacji, gdy ktoś indywidualnie takie zarzuty podnosił i doprowadził, czy to w postępowaniu odwoławczym, czy wskutek skargi o wznowienie, do zakwestionowania tego typu orzeczenia.
Rzecznik Iustitii nie zgadza się ze stwierdzeniem, że orzeczenia kwestionować będą mogły wszystkie niezadowolone z treści orzeczenia strony postępowania. – Absolutnie nie, jeżeli minęły terminy na złożenie zwyczajnych i nadzwyczajnych środków zaskarżenia, to takiego orzeczenia już nie wzruszamy – przekonywał.
A orzeczenia sędziów sądów rejonowych, którzy według Iustitii powinni ponownie wziąć udział w konkursie przed KRS, bo nie są sędziami? W teorii także mają pozostać ważne.
– Państwo te osoby autoryzowało i procedura przewiduje, że orzeczenie mogło być wydane przez osobę nieuprawnioną. Jest to podstawa do wznowienia postępowania, ale nawet w takiej sytuacji strona musi się zmieścić w określonych terminach – wyjaśnia.
Niektóre osoby jednak dopiero teraz się o tym dowiedzą. Czyli mogą, czy nie mogą, zaskarżyć takie orzeczenie?
– O tym, że sędzia był powołany przez tę KRS, strona zapewne wiedziała. I albo jej to przeszkadzało, albo nie. Jeśli komuś nie przeszkadzało, to nie ma powodu, żeby teraz otwierać na nowo kilka milionów spraw – przekonywał Przymusiński, choć trudno sobie wyobrazić, że każdy pozwany lub oskarżony przed rozprawą weryfikował życiorys sędziego.
– Przewidujemy, że nie będzie żadnej specjalnej furtki do wznowienia postępowań, poza ogólnymi środkami prawnymi, które przysługują w każdym postępowaniu – dowodził sędzia Bartłomiej Przymusiński. – Co do zasady, te orzeczenia pozostają w mocy.
Gdy ponownie rozmawialiśmy z sędzią Pawełczyk-Woicką, jednoznacznie oceniła argumentację rzecznika Iustitii. – W sprawach karnych wznowienie postępowania, ze względu na zły skład sądu, następuje z urzędu – podkreśla przewodnicząca Krajowej Rady Sądownictwa. – To jest bezwzględna przesłanka odwoławcza.
Natomiast w postępowaniach cywilnych, gdy strona dowiedziała się o podstawie do wznowienia, na reakcję ma trzy miesiące. – Ale dowie się o tym dopiero z chwilą opublikowania ustawy. Bo strona musi o tym wiedzieć, a nie zgadywać czy przypuszczać. Skoro ktoś był wzywany do sądu i stawał przed sądem, to skąd miał wiedzieć, że akurat w jego sprawie rzekomo nie orzekał sędzia – podkreśla przewodnicząca KRS, zaznaczając: – Nie wierzymy, że taka ustawa zostanie uchwalona. Gdyby jednak, to powinna określać terminy do ewentualnych wznowień.
– Nie mogą o tym zapomnieć – z przekąsem „podpowiada” aktywistom Iustitii sędzia Pawełczyk-Woicka.
Warto też pamiętać, że przy wznowieniu sprawy karnej ze względu na niewłaściwy skład, „nowa” kara nie może być surowsza niż poprzednio orzeczona. Chyba więc można przyjmować zakłady, że wielu skazanych przestępców skorzysta z takiej okazji.
A co z osadzonymi w zakładach karnych lub tymczasowo aresztowanymi? – Wydaje się, że nie będą wychodzili z więzień, ale jeśli spowodowałoby to niewykonywanie kary, to faktycznie można powiedzieć, że byłaby to amnestia – dodaje sędzia Pawełczyk-Woicka.
Przede wszystkim jednak zwraca uwagę: – Projekt Iustitii spowodowałby, że nie mielibyśmy sądownictwa. Co najmniej dwa lata wydłużyłoby się każde postępowanie. Byłby armagedon.