Prezydent Andrzej Duda porzucił program dobrej zmiany w Polsce, utrudniając reformy w wojsku, opóźniając reformę sądów i uniemożliwiając przełom w polityce symbolicznej, czyli degradację Jaruzelskiego i Kiszczaka. Mimo to chciałby zostać uznany za męża stanu. Znalazł więc sobie drogę na skróty.
Duda planuje zostanie ojcem nowej konstytucji. Wychodzi to karykaturalnie, bo wielkość buduje się czynem, a nie pustosłowiem. „Polacy chcą niepodległości, lecz pragnęliby, aby ta niepodległość kosztowała dwa grosze i dwie krople krwi – a niepodległość jest dobrem nie tylko cennym, ale i bardzo kosztownym” – te słowa marszałka Piłsudskiego warto zadedykować prezydentowi.
Jako najmłodszy prezydent w Europie Duda miał szanse zostać mężem stanu. Gdyby do charyzmy dorzucił skromność i chęć uczenia się, a do umiejętności prowadzenia gry – niezłomność w kwestii polskiej racji stanu, czyli demontażu postkomunizmu, jego szanse na zapisanie się w historii byłyby większe niż jakiegokolwiek innego polityka z pokolenia czterdziestoparolatków.
To była droga łatwa do opisania, choć trudna do realizacji. Korzystając z własnych przymiotów, takich jak popularność czy sprawność medialna, płynąc na fali nowego, patriotycznie nastawionego pokolenia, Duda miał szansę zrealizować dzieło podejmowane w III RP przez śp. Lecha Kaczyńskiego, Jarosława Kaczyńskiego, Antoniego Macierewicza czy Jana Olszewskiego. Okoliczności, zarówno międzynarodowe, jak i wewnętrzne, sprzyjały mu jak żadnemu z polskich mężów stanu starszego pokolenia.
Nowa "Gazeta Polska" już w sprzedaży. Zapraszamy do kiosków!https://t.co/ZvUGL4Jq7k - #GazetaPolska pic.twitter.com/rYUXF8yZTp
— Gazeta Polska (@GPtygodnik) 9 maja 2018