Politycy traktują instrumentalnie dziennikarzy. Mogę zdradzić, że było polityczne zainteresowanie, żebym otrzymał raport funkcjonariusza BND na temat Smoleńska.
Odnosząc się do samego raportu Roth podkreśla, że jego informator jest sprawdzonym źródłem i jeszcze nigdy wcześniej nie wprowadził go w błąd.– Chodzi oczywiście o niektórych niemieckich polityków i pewne osoby w BND. Znam konkretnych ludzi z niemieckiego wywiadu od wielu lat, na tej podstawie wytworzył się między nami pewien rodzaj zaufania. Dzięki temu dotarły do mnie informacje o politycznym zainteresowaniu tym, by raport na temat Smoleńska trafił w moje ręce. Nie jestem oczywiście w stanie stwierdzić, z jakich powodów mogło komuś zależeć na ujawnieniu dokumentu – tłumaczy w rozmowie z „GP” Jürgen Roth.
– Nie było jakichkolwiek represji wobec funkcjonariusza, od którego otrzymałem ten raport, chociaż wewnątrz struktur BND każdy lepiej poinformowany człowiek wiedział i wie, o kogo chodzi. Oczywiście niewykluczone, że cała historia opisana w dokumencie jest fałszerstwem, celową akcją dezinformacyjną BND. Zresztą w książce wcale nie twierdzę, że zawarte w raporcie wydarzenia miały miejsce. Nie zmienia to jednak faktu, że sam raport istnieje. Co więcej: mój informator jest sprawdzonym źródłem i jeszcze nigdy wcześniej nie wprowadził mnie w błąd – dodaje dziennikarz.
A czy sam Jürgen Roth zna pełne nazwisko polskiego zleceniodawcy?– Ale mogę zapewnić, że odpowiedni ludzie w BND znają to nazwisko – zaznacza niemiecki dziennikarz.
Mówi też, że jest przekonany o istnieniu generała Jurija Desinowa, który miał przeprowadzić zamach w Smoleńsku.– Znam – podkreśla.
Całość wywiadu z Jürgenem Rothem już w najbliższą środę w tygodniku „Gazeta Polska”.– Mój informator spotkał się z Desinowem kilkakrotnie, to mogę potwierdzić – deklaruje.