Proces impeachmentu byłego prezydenta USA Donalda Trumpa coraz bardziej przypomina groteskę. Przewodniczący Sądu Najwyższego (SCOTUS) John Roberts stwierdził, że nie poprowadzi procesu w Senacie. Z tego powodu coraz więcej osób zadaje sobie pytanie o to, czy procedura wobec Trumpa jest w ogóle legalna.
W poniedziałek Izba Reprezentantów oficjalnie przekazała artykuły impeachmentu do Senatu. Główny referent oraz sierżant Izby zanieśli je o godz. 19 czasu lokalnego do drugiej części Kapitolu w eskorcie dziewięciu demokratycznych kongresmenów, którzy będą służyć jako oskarżyciele. Trumpowi przypisuje się nawoływanie do powstania, a jeśli zostanie uznany za winnego, to demokraci będą mogli pozbawić go prawa startu w kolejnych wyborach.
Sędzia John Roberts już raz przewodniczył impeachmentowi Trumpa. Tym razem jednak odmówił. Sąd Najwyższy nie podał oficjalnie powodów tej odmowy, ale senator Rand Paul ujawnił, że znany z niechęci do używania sądów w polityce Roberts powiedział mu, że nie przyjdzie, bo „impeachmentowi nie jest poddawany prezydent”.
Ostatecznie zdecydowano więc, że przewodniczącym tego postępowania zostanie Patrick Leahy – demokratyczny prezydent pro tempore Senatu, jak nazywa się senatora z najdłuższym stażem z partii większościowej. To jednak spowodowało powstanie paradoksu prawnego. Impeachmentowi można poddać każdego urzędnika państwowego, senatora, sędziego etc. i konstytucja nie stwierdza jasno, kto powinien prowadzić takie postępowanie. Zwykle spada to na aktualnego wiceprezydenta. Konstytucja jednak, w sposób niepozostawiający miejsca na interpretacje, nakazuje, że impeachmentowi prezydenta powinien przewodniczyć szef SCOTUS. Skoro w tym wypadku tak nie jest, to Trump najwyraźniej nie jest już uznawany za prezydenta. Coraz więcej osób zadaje sobie pytanie o to, że skoro demokraci nie uważają, że Trump jest prezydentem, to na jakiej podstawie próbują poddać impeachmentowi zwykłego obywatela.
Senator Rand Paul krytykował Trumpa za próby odwrócenia wyniku wyborów, ale uważa, że w związku z takim rozwojem sytuacji dalszy proces Trumpa to farsa. W felietonie dla „The Hill” napisał, że jego pierwszy impeachment był wprawdzie polowaniem na czarownice, ale demokraci mieli do niego prawo, w przeciwieństwie do tego drugiego. – Jeśli sędzia Roberts nie będzie mu przewodniczył, to nie jest to impeachment – podkreślił.
W bardzo podobnym tonie wypowiedział się były kongresmen Bob Barr. Stwierdził, że największym błędem ojców założycieli było stwierdzenie, że „przyszli członkowie legislatywy przeczytają konstytucję, której przestrzegania przysięgają”. Jego zdaniem sam fakt, że impeachment odbywa się po zakończeniu kadencji, jest niezgodny z konstytucją i odmowa Robertsa jest na to ostatecznym dowodem.
Wielu republikanów zauważa, że naleganie demokratów na impeachment Trumpa stworzy niebezpieczny precedens. – Czy będziemy mogli cofnąć się i wytoczyć proces Obamie? – spytał senator John Cornyn. Dodał, że Trump za swoje postępowanie już został ukarany tym, że przegrał wybory. Wielu komentatorów uważa, że republikańscy senatorzy nie będą próbowali bronić Trumpa, ale za to będą podważali legalność całego procesu, w czym rezygnacja Robertsa będzie mocnym argumentem. Sam Joe Biden powiedział telewizji CNN, że jego zdaniem republikańscy senatorzy i tak nie poparliby impeachmentu Trumpa. Aby uznać byłego prezydenta za winnego, demokraci muszą pozyskać głosy 17 republikanów, a na to nie ma raczej szans.