Zaczęła dziennikarka "Gazety Wyborczej". - Wszyscy samokrytycznie powinniśmy zadać sobie pytanie, czy śmierć Moniki Zbrojewskiej nie jest efektem nagonki medialnej, także tu na T[witterze] - napisała wczoraj Dominika Wielowieyska. - Wszyscy jesteśmy szybcy w demonstrowaniu swojej wyższości moralnej z chwilą gdy komuś powinie się noga - dodała.
Szybko dołączył do niej Konrad Piasecki z TVN. - Naprawdę Drogi Twitterze, warto czasem się zatrzymać, zanim napisze się ostry komentarz - napisał, udostępniając screeny komentarzy innych dziennikarzy, którzy krytycznie odnosili się do zatrzymanej za prowadzenie samochodu w stanie nietrzeźwości wiceminister.
O krok dalej poszedł portal Tomasza Lisa, który na "jedynce" opublikował tekst, w których jako winnych śmierci polityk wskazuje internautów i dziennikarzy.
- pyta Katarzyna Zuchowicz z portalu natemat.pl.Może miała depresję? Może miała problemy? Od momentu, gdy wsiadła pijana za kierownicę, jej życie w ciągu kilku dni kompletnie wywróciło się do góry nogami. I zakończyło tak szybko, że wielu wciąż nie może wyjść z szoku. Zaczął się czas rozliczeń, wytykania błędów. Czy ta historia musiała się tak zakończyć?
Kolejne pytania, nad którymi "można się nad tym zastanawiać", to coraz dalej idąca insynuacja. "Czy kwestia wyborów przyspieszyła wydanie na nią wyroku? Może gdyby w takim stanie wsiadła za kierownicę w innym czasie, nie spadłaby na nią taka lawina krytyki i jadu? Może nie byłoby takiego pastwienia się nad nią?" - ciągnie wątek autorka tekstu.
Portal Lisa nawet nie próbuje choćby sprawdzić, jakie mogły być okoliczności śmierci, sugerując samobójstwo i to spowodowane krytyką działań wiceminister. Tymczasem, jak pisze dzisiejsza "Gazeta Polska Codziennie", wiele wskazuje na to, że prawniczka z Łodzi była ciężko chora jeszcze przed przyłapaniem na jeździe na "podwójnym gazie", bądź w ciężkim stanie trafiła do szpitala, po zatrzymaniu. Faktem jest, że policja nie mogła postawić jej zarzutów, ponieważ prawniczka z Łodzi nie przyszła na przesłuchanie, przedstawiając zwolnienie lekarskie. Jak wynika z nieoficjalnych informacji: w środę, dwa dni przed śmiercią, trafiła do szpitala na oddział intensywnej terapii.
Jak pisze „Dziennik Łódzki” – odwołana wiceminister czekała na operację. „Codzienna” skontaktowała się z łódzka policją i prokuraturą: przedstawiciele obu tych instytucji informują jedynie, że nie jest prowadzone żadne postępowanie, ani śledztwo w sprawie jej śmierci.
Pojawia się coraz więcej informacji, sugerujących, że kierownictwo wiedziało o chorobie kobiety, jednak nie zrobiło nic w tej sprawie. "Fakt" opisywał incydent z kwietnia br. , gdy w Domu Aplikanta w Krakowie Monika Zbrojewska prowadziła zajęcia ze studentami. - Zameldowała się w hoteliku adwokackim, ale rano na zajęcia nie dotarła - pisze tabloid, dodając, że wiceminister miała zostać znaleziona w stanie upojenia alkoholowego.
Jej przełożony, minister sprawiedliwości w rządzie PO-PSL zaprzecza, by cokolwiek wiedział o problemach podwładnej. – Nigdy nie informowała mnie o jakichkolwiek prywatnych problemach. Być może gdyby to zrobiła, to byłoby inaczej. Po odwołaniu próbowaliśmy rozmawiać z panią wiceminister. Nie było to możliwe – zapewnił Borys Budka w rozmowie z jedną z rozgłośni radiowych.