Zamach antydemokratyczny. Ryszard Kalisz i postkomunistyczna hydra » CZYTAJ TERAZ »

Hipokryzja mediów i zamiatanie pod dywan. O pedofilii jasno i wyraźnie

Pedofilia w Kościele jest świetną okazją do niszczenia katolicyzmu.

jfg (sxc.hu)
jfg (sxc.hu)
Pedofilia w Kościele jest świetną okazją do niszczenia katolicyzmu. Ale ta prawda nie powinna nas skłaniać do stwierdzenia, że nie mamy w tej sprawie nic do zrobienia - pisze Tomasz Terlikowski w "Gazecie Polskiej".

Pedofile (a czasem zwyczajni homoseksualiści i efebofile) nie schodzą z czołówek mediów. Ledwo przeminęła sprawa arcybiskupa Wesołowskiego i księdza Wojciecha Gila (nie rozstrzygając o ich winie bądź niewinności), a już pojawiły się kolejne skandale: a to z księdzem z archidiecezji wrocławskiej, który skazany za molestowanie seksualne ministrantów, został po trzech latach ponownie przywrócony do posługi kapłańskiej i po dalszych kilku latach mianowany proboszczem; a to z (byłym) duchownym z Legionowa, który wykorzystał nastolatkę, a potem miał domagać się od niej usunięcia ciąży. Do tego dochodzą setki komentarzy, rozważań na temat rzekomo strasznego poziomu pedofilii w Kościele itd.

Odmienne standardy

I nie ma co udawać, że wszystkie te informacje wynikają z głębokiej troski o dzieci. Gdyby tak było, to mielibyśmy podobne afery wokół pedofilów wśród psychologów (przypomnijmy tylko nieżyjącego już, a przecież bardzo znanego psychologa), reżyserów (tu aż trudno nie przywołać Romana Polańskiego), polityków (niemieccy Zieloni, z Danielem Cohn-Benditem, aż się proszą o szerokie rozpracowanie) czy dziennikarzy (wystarczy przypomnieć dwóch wybitnych Brytyjczyków, którzy – chronieni przez zwierzchników – nie żałowali sobie uciech z dziećmi). O tym media jednak milczą. Tak jak nie wspominają, że ci politycy czy dziennikarze byli osłaniani przez swoich przełożonych, którzy często wiedzieli o ich zboczeniu.

A powód jest oczywisty. W całej aferze wokół pedofilii mediom wcale nie chodzi o dobro dzieci ani o oczyszczenie Kościoła, lecz o to, by zaatakować i zniszczyć autorytet katolicyzmu. Skandale seksualne są niezwykle skuteczną bronią przeciwko Kościołowi. Jeśli uda się przekonać, przy pomocy skutecznej kampanii medialnej, że instytucja ta jest groźna dla dzieci, to nie tylko przyspieszy się proces laicyzacji (tak jak to się stało w Wielkiej Brytanii czy USA), ale też radykalnie pomniejszy się autorytet Kościoła, przekonując wiernych, że nie tylko nie prezentuje on standardów wyższych niż inne instytucje, ale jest gorszy od nich. I fakty nie będą tu miały najmniejszego znaczenia.

Nie lekceważyć problemu

O tym, że jest to skuteczna broń przeciwko Kościołowi, wiedział już Adolf Hitler. Ale właśnie jego przykład pokazuje, że nie można i nie należy zrzucać wszystkiego na media i że trzeba zmierzyć się z realnymi problemami. Gdy bowiem przywódca III Rzeszy wydał polecenie znalezienia setek skandali, które miały doprowadzić do zniszczenia autorytetu Kościoła, to – po kilku latach poszukiwań koordynowanych przez gestapo i SS – udało się ich znaleźć zaledwie kilka. Teraz jest ich niestety o wiele więcej. Część z nich być może jest dęta, ale część – co potwierdzają wyroki, zarówno kanoniczne, jak i świeckie – jest jednak prawdziwa.

A to oznacza, że zamiast uznać wszystkie zarzuty za bezpodstawne i skupić się wyłącznie na obronie duchownych oskarżanych o pedofilię, trzeba jednak zabrać się za oczyszczanie instytucji z ludzi nieodpowiedzialnych czy niegodnych swojej funkcji.

I nie chodzi tylko o pedofilów. Ci – to najzupełniej oczywiste – nie mogą, jeśli wina została im udowodniona, ani chwili dłużej pełnić swojej posługi i powinni być, zgodnie zresztą z procedurami kościelnymi – wydaleni ze stanu duchownego. Wymaga tego dobro Kościoła, ale także sprawiedliwość wobec ofiar i wreszcie zwyczajny zdrowy rozsądek. Jeśli bowiem ktoś raz molestował dziecko czy nastolatka (najczęściej byli to chłopcy), to nikt nie zapewni rodziców, że nigdy więcej się to nie powtórzy. Jeśli więc ktoś posyła go, by pełnił posługę kapłańską w parafii, to bierze na siebie odpowiedzialność za jego dalsze upadki i krzywdę dzieci. Z tego właśnie powodu kara, a przynajmniej konsekwencje, powinny spotkać także tych przełożonych, którzy zlekceważyli problem, nie poinformowali Watykanu o sprawie albo umożliwili dalszą posługę duchownym, którzy – także dla własnego dobra – powinni być od niej odsunięci.

Bronić Kościoła na różnych frontach

Jeśli więc jako Kościół chcemy, by zaufanie do instytucji nie podlegało erozji, jeśli chcemy, by ludzie – jak przez wieki – ze spokojem powierzali Kościołowi swoje dzieci, to musimy jasno i zdecydowanie nie tylko mówić, ale też zrobić porządek z każdym księdzem, który dobiera się do nieletnich. Tu nie ma miejsca na fałszywe miłosierdzie (fałszywe, bo wiążące się z głęboką niesprawiedliwością wobec ofiar, ale też będące okłamywaniem innych wiernych), nie ma miejsca na litowanie się nad biednymi duchownymi czy zabawy słowne. Jest wóz albo przewóz. Media nie odpuszczą, a każda następna taka sprawa oznacza nie tylko kolejne rany, nie tylko dalsze osłabienie Kościoła, lecz także przyspieszoną laicyzację.

Oczywiście, jak w każdej sprawie, niezbędny jest zdrowy rozsądek i ostrożność. Część oskarżeń o pedofilię na Zachodzie była fałszywa, część była nadymana do niespotykanych rozmiarów przez media, i o tym też trzeba pamiętać. Jednak uznanie, że tak jest ze wszystkimi, byłoby skrajną głupotą i całkowitym brakiem odpowiedzialności za Kościół. Ten ostatni potrzebuje bowiem obecnie odwagi nie tylko po to, by zmierzyć się z częścią nieprawdziwych i niesprawiedliwych oskarżeń, ale także by stawić czoło realnemu problemowi, jakim jest pedofilia wśród duchownych.

 



Źródło: Gazeta Polska

Tomasz Terlikowski