Największy wyspiarski kraj na świecie, którego stolica, Dżakarta, liczy prawie tyle ludzi, ile Polska. Ponad połowa z 260 mln Indonezyjczyków żyje za mniej niż dwa dolary dziennie. W XXI w. członkowie plemienia Dajaków zjadają wrogom serca. Inne plemię grzebie zmarłe, małe dziecko w wydrążonym pniu drzewa wydzielającego biały sok, tak że ciało niemowlaka zrasta się z czasem z drzewem-grobem. Indonezja to też kraj będący w światowej czołówce użytkowników telefonów komórkowych i internetu.
O tym, być może najbardziej zróżnicowanym kraju świata, który składa się z kilkunastu tysięcy wysp pomiędzy Australią a Azją, Tateusz Biedzki napisał właśnie doskonale zilustrowaną książkę. Indonezja powstała w 1945 r. Jest 4. pod względem zaludnienia krajem świata, 1. pod względem liczby wyznawców islamu. Co roku przybywa 3 mln Indonezyjczyków. Żyje tu 300 grup etnicznych, używanych jest 700 języków. Niektórzy Indonezyjczycy żyją w warunkach porównywalnych z epoką kamienia łupanego.
W 2001 r. czwórka chłopaków z Madury zobaczyła samotną Dajaczkę na ścieżce
– opowiada dojrzały mężczyzna w okularach, w koszuli w kratę, wygląda jak majster brygady budowlanej albo prywatny przedsiębiorca.
Zgwałcili ją. Gdy wróciła do wioski, pobiegliśmy za gwałcicielami. Dwóch dogoniliśmy i obcięliśmy im głowy. Półtora tysiąca Madurów przybyło, aby dokonać zemsty. My też chwyciliśmy za broń. Goniliśmy ich po dżungli, łapaliśmy i zarzynaliśmy. Nie braliśmy niewolników. Naszych zginęło kilkudziesięciu, ich prawie tysiąc. Zabiłem pięciu i odciąłem im głowy. Pokazać ci...?