Czekamy na premierę Pana filmu fabularnego „Zieja”. Pokazuje Pan w nim m.in. konflikt wewnątrz Kościoła. Trudno oceniać dziś pozytywnie kompromisy, na jakie szedł w latach 50. episkopat. Chyba nie ma co do tego wątpliwości. Ale czy to znaczy, że ten podział był tak prosty, by po jednej stronie pokazać dobrego Zieję, a po drugiej złych biskupów? Tak widzi Pan ten podział?
Film nie jest o konfliktach wewnątrz Kościoła. To wątek poboczny, trzecioplanowy. Głównym bohaterem filmu jest ksiądz Zieja, a nie biskupi. Interesuje mnie nietuzinkowa postać, jej postawa wobec świata i ludzi, ale też jej sposób rozumienia Boga. Przyzna Pani, że to wyjątkowy człowiek i wyjątkowy ksiądz, z którego Kościół powinien być dumny.
Natomiast kompromisy, na jakie poszedł episkopat w latach 50., po aresztowaniu prymasa Wyszyńskiego, są tłem tylko jednej sceny w filmie. Dlaczego sądzi Pani, że biskupi są źli? Reagują różnie na kazanie księdza Ziei. Jedni są zaskoczeni, inni słuchają, inni kiwają głową z aprobatą. Fundamentalną sprawą w tym fragmencie filmu jest kazanie o prawdzie. I jej funkcji w naszym życiu.
CAŁOŚĆ W DZISIEJSZYM WYDANIU "GAZETY POLSKIEJ CODZIENNIE".