„Solidarność” doczekała się wielu książek, niektórych opasłych, tysięcy artykułów, ma swoją encyklopedię. Zagadką natomiast pozostaje „solidarność”. Ta przez małe s – będąca radosnym uczuciem i nieoczekiwanie dojrzałym systemem wartości. Pojawiła się w Polsce latem 1980 r., trwała przez 16 miesięcy, a jej wspomnienie wciąż jest żywe.
Każdy kto miał sposobność spotkać tę polską solidarność wie, że dane mu było doświadczyć czegoś niezwykłego, niepowtarzalnego. Wolność w Polakach najwyraźniej zawsze wywołuje podobne uczucia:
Niepodobna oddać tego upojenia, tego szału radości, jaki ludność polską w tym momencie ogarnął. Po 120 latach prysły kordony. Nie ma +ich+. Wolność! Niepodległość! Zjednoczenie! Własne państwo! Na zawsze! Chaos? To nic. Będzie dobrze. Wszystko będzie, bo jesteśmy wolni od pijawek, złodziei, rabusiów, od czapki z bączkiem, będziemy sami sobą rządzili. (...) Kto tych krótkich dni nie przeżył, kto nie szalał z radości w tym czasie wraz z całym narodem, ten nie dozna w swym życiu najwyższej radości.
– to słowa Jędrzeja Moraczewskiego z 1918 r.
W 1980 wolność była o wiele skromniejsza, ale nie mniej piękna i ekscytująca. Jak to się stało, że właśnie tego gorącego lata, na polskiej ziemi pojawił się fenomen, jakiego nie zna najnowsza historia świata? Co było przyczyną wybuchu społecznego w lipcu i sierpniu 1980 r., jakie czynniki spowodowały, że był to spontaniczny, oddolny, pokojowy i powszechny ruch społeczny, a więc miał charakter inny niż wszystkie wcześniejsze tak zwane „wydarzenia” układające się w nasz specyficznie polski kalendarz: poznańskie, październikowe, grudniowe, czerwcowe? Albo zapytajmy inaczej: co sprawiło, że Polacy przezwyciężyli strach, strach wciąż żywy, budzony przez ślady kul na murach budynków Szczecina, Gdańska i Gdyni, przez trwającą żałobę rodzin kilkudziesięciu zamordowanych przez władzę robotników Wybrzeża, przez ból i krzywdę robotników Radomia i Ursusa?
Odpowiedzi na te pytania znajdą Państwo w dziale historia najnowszego tygodnika GP, w którym oprócz artykułu Tomasza Panfila, można przeczytać tekst Sebastiana Reńcy „Mocniejszy niż spirytus” – o nieprzemijającej miłości mieszkańców Sosnowca do Edwarda Gierka.