Książka i cały proces jej powstawania, w którym uczestniczyli mieszkańcy Grodna, uwolniły jakąś falę emocji, zainteresowania. Ludzie jakby poczuli, że już można mówić o czymś, co przez wiele lat było zakazane czy niemile widziane.
Reklama
– dodał dziennikarz.
„Jedno miasto, wiele wspomnień” – to 16 historii grodnian z lat 30. i 40. XX wieku, bogato ilustrowanych zdjęciami z rodzinnych archiwów bohaterów. Są tam pogodne obrazki z codziennego życia, zdjęcia grodzieńskich elegantek, rodzinnych niedzielnych spacerów, sklepów i cukierni.
Na swoim profilu na Instagramie Kulewicz zamieszcza zdjęcia i krótkie filmy, przedstawiające jego rozmówców. Jedna z pań z rozczuleniem wspomina np. piekarnię i rodzaje sprzedawanych tam bułeczek, od kajzerek po maślanki, podając przy tym dokładne ceny.
Na wielu zdjęciach widać eleganckie kobiety w kapeluszach, jedna trzyma na smyczy białego pieska. Nawet sposób ubierania mówi coś o historii. Po przyjściu Sowietów kobiety zdjęły kapelusze, założyły chustki. Trzeba się było ubierać „nie po burżujsku”.
– opowiada Kulewicz.
W książce znaleźć można także fotografie z czasów wojny – wejście do miasta Niemców, deportacje Żydów z getta czy obwieszczenie o wzięciu jako zakładników 100 Polaków w odwecie za zabicie niemieckiego żołnierza i polskiego policjanta.
Pani Pelagia Alaszkiewicz powiedziała, że ma dowód, iż wojna zaczęła się 1 września 1939 r., a nie 22 czerwca 1941 r., jak do dzisiaj uważa się na Białorusi. Jej ojciec pracował jako listonosz w więzieniu. Zginął podczas bombardowania 1 września.
– mówi Kulewicz.
W wielu wspomnieniach pojawia się kolejna ważna, oficjalnie zapomniana, data z życia miasta – 17 września i wejście Sowietów, a także obrona Grodna głównie przez młodzież i harcerzy. „Żołnierzy było mało, bo prawie wszyscy poszli na zachodni front bić się z Niemcami” – wspomina na łamach książki pani Irena Kiziukiewicz. Jej 17-letni brat Tomasz przez trzy dni bił się w obronie miasta, a następnie wraz z wycofującymi się żołnierzami, ruszył na Litwę, by „bronić Ojczyzny”. „Potem młodych harcerzy odesłali do miasta i on wrócił do szkoły. Nikt go nie wydał bolszewikom” – opowiada pani Irena.
Autor podkreśla, że jego książka nie jest publikacją naukową, nie jest obiektywna. „To wspomnienia, siłą rzeczy są subiektywne. Zależało mi na tym, by były jak najciekawsze i przekazywały maksymalnie dużo informacji o tamtym czasie” – mówi dziennikarz.
Wydanie książki sfinansowano w ramach projektu crowdfindingowego. „Wydaliśmy ją razem z czytelnikami Hrodna Life, mieszkańcami Grodna” – mówi Kulewicz. Rozpoczęta przez niego historia na pewno będzie miała ciąg dalszy. Już jest materiał na drugą część, a nowych informacji i wspomnień ciągle przybywa. „Codziennie ktoś dzwoni, codziennie. Czasami po prostu, żeby powiedzieć, że to było potrzebne. A często po to, by pochwalić się nowym zdjęciem, historią. Usłyszaną od babci, dziadka, rodziców” – opowiada Kulewicz.
Przedwojenna historia Grodna, jak przypomina, jest mało znana, bo przez lata komunizmu była przeinaczana lub przemilczana.