Jak połączyć nicość z istnieniem? Czy bycie szczęśliwym to prawo ludzi wyzwolonych? Jak uczynić z tragedii wielką formę? Czy pierwotne instynkty są zawsze skazane na sukces w walce z intelektem? Pytań stawianych w „Tangu” Mrożka można mnożyć godzinami. Każdy interpretator tego dzieła ma szeroki wachlarz pojęć i problemów, które może dowolnie rozkładać na czynniki pierwsze. Pewnie dlatego dramat wydany w 1973 r. (pierwodruk ukazał się w „Dialogu” w 1964 r.) przetłumaczony został na 20 języków, m.in.: włoski, angielski, japoński, francuski i rosyjski.
Rodzina Stomila (Tomasz Rak) przeżywa kryzys wartości moralnych i etycznych. Stomil wraz z żoną Eleonorą (Anna Mikołajczyk) uważa się za postępowego intelektualistę. Małżeństwo zafascynowane jest Edkiem (Piotr Nowacki), prostakiem i chamem. Postępowość małżonków zezwala, by Eleonora zdradzała męża z prymitywnym Edkiem. Przecież swoboda seksualna to prawo każdego postępowca. W kontrze do rodziców staje ich syn Artur (Jan Jakub Monowid). Planuje przywrócić w rodzinie ład i ogładę. Sytuacja wymknie się spod kontroli. W tej opowieści nie będzie miejsca na szczęśliwe zakończenie.
Interpretacja Dobrzyńskiego przypomina zapasy z klasyką. Próbę nadania jej innego charakteru, wywrócenie dramaturgicznego zamysłu Mrożka, celową ignorancję akcentów, które ponad pół wieku temu postawił dramaturg. Dobrzyński dokonuje swoistej szarży, przejaskrawia postacie, wprowadza chaos, zagłusza sens fabuły, by następnie wybić punkty zwrotne w zaskakującej formie. Szaleństwo nadinterpretacji, arogancka charakteryzacja i wrażenie braku kontroli nad dziełem. Po chwili wyciszenie i ciemność, by hasło „ojciec jest rogaczem!” mogło uderzyć w widza z całą mocą jaką mogą dysponować artyści w teatrze.
NIE PRZEGAP: Więcej na ten temat w weekendowym wydaniu "Gazety Polskiej Codziennie"