Zamach antydemokratyczny. Ryszard Kalisz i postkomunistyczna hydra » CZYTAJ TERAZ »

Kierowca EwangeliBusa - Ks. Łukasz Plata: Bóg okazuje miłosierdzie tym, którzy się nawracają

Z Ks. dr. Łukaszem Platą, wykładowcą teologii moralnej na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, rekolekcjonistą, ewangelizatorem, i pomysłodawcą EwangeliBusa rozmawiamy o istocie świąt Bożego Narodzenia, kondycji Kościoła i współczesnej rodziny, a także o uzdrowieniach i nawróceniach. - Ludziom oczy się otwierają dlatego, że nie opowiadamy świadectw sprzed 2000 lat. Mówimy o Panu Jezusie, to jest w centrum naszego nauczania, ale pokazujemy też co Bóg czyni dzisiaj - podkreśla duchowny.

Ks. dr Łukasz Plata (w środku)
Ks. dr Łukasz Plata (w środku)
arch. - Archiwum Sanktuarium bł. Karoliny w Zabawie

Niezalezna.pl: W wielu krajach Europy kościoły coraz częściej świecą pustkami. Czasem dochodzi do ich desakralizacji, po czym organizowane są w nich np. dyskoteki. Bywa, że są zwyczajnie równane z ziemią. Jak w tym kontekście ocenia ksiądz kondycję Kościoła Katolickiego w Polsce?

Ks. dr Łukasz Plata: Myślę, że takim dobrym opisem tego co się obecnie dzieje, także w Polsce, są słowa Ratzingera, które wypowiedział kilkadziesiąt lat temu. W 1969 r. Joseph Ratzinger jako wybitny teolog gościł w niemieckim radiu podczas audycji „Wiara i Przyszłość”. Podzielił się wówczas ze słuchaczami swoimi przemyśleniami na temat przyszłości Kościoła Katolickiego. Odpowiadając na pytanie jak będzie wyglądał Kościół w przyszłości, wypowiedział słowa, które dzisiaj wydają się być prorocze.

Kardynał Joseph Ratzinger powiedział wówczas, że Kościół będzie pozbawiony wielu społecznych przywilejów, że nie będzie flirtował ani z lewicą, ani z prawicą, ale wejdzie w czas oczyszczenia, ale kiedy minie już proces tego odsiewania, wielka moc popłynie z bardziej uduchowionego i uproszczonego Kościoła. Będzie ubogi, ale objawi się z wielką mocą jako Kościół ludzi prawdziwie wierzących. Być może wierni nie wypełnią już świątyń, ale Kościół się stanie taką rzeczywistością, gdzie ludzie będą spotykać i doświadczać Boga żywego.

I myślę, że tego już dzisiaj zaczynamy doświadczać, że jesteśmy w takim czasie oczyszczenia. Widzimy to też na przykładzie przygotowań do świąt Bożego Narodzenia, które zaczynają przebiegać dwutorowo, bo niektórzy zaczynają przeżywać te święta tak trochę po świecku. Ostatnio dostałem wiadomość, że w jednej ze szkół zabroniono dzielenia się opłatkiem, że będzie świecka wigilia. Ale jednocześnie korzysta się z tego dobrodziejstwa, dziedzictwa chrześcijańskiego, katolickiego, naszych tradycji i wykorzystuje się to na swoją modłę. Mam na myśli klimat, atmosferę, takie emocjonalne czerpanie z tego wszystkiego bez zagłębienia się w tajemnicę tego, co się naprawdę dokonało 2000 lat temu. 

Mamy część osób, które tak podchodzą do świętowania. Ale mamy też część osób, które przygotowują się do tego świętowania w sposób bardzo dojrzały, dostrzegając w tajemnicy Bożego Narodzenia obecność Boga żywego w Sakramentach Świętych, szczególnie w Eucharystii i Sakramencie Pokuty. Coraz więcej osób przeżywa Adwent, wykorzystując różne propozycje formacyjne, na przykład pogłębione codzienne rozważanie Słowa Bożego, uczestniczenie w rekolekcjach adwentowych, przeżywanie nowenny do Dzieciątka Jezus. I teraz w tym zestawieniu widzimy coraz większe napięcie między dwoma rzeczywistościami. Jest to napięcie między świeckim świętowaniem, a prawdziwie religijnym, gdzie dotykamy głębi spotkania z Jezusem. To napięcie między dwoma sposobami przeżywania Świąt pojawia się choćby w mediach społecznościowych.

W Polsce niemal wszyscy obchodzą święta Bożego Narodzenia, choć dla niektórych naszych rodaków i to także ochrzczonych, są to zaledwie „święta”, dni wolne od pracy, bez Boga i bez Kościoła.

Nie chciałbym nikogo obrazić ani oceniać, ale jest dzisiaj duża grupa osób, która określa siebie jako osoby wierzące i niepraktykujące. Tu jest właśnie pewne pomylenie pojęć, bo tak naprawdę wydaje mi się, że to są osoby „religijne” ale mające problem z wiarą. One przeżywają kryzys wiary w obecność Jezusa w Najświętszym Sakramencie, ale jednocześnie zaspokajają swoją religijność.

To jest tak naprawdę forma egoistycznego, instrumentalnego traktowania świąt na własne potrzeby, żeby się dobrze czuć. Ale jak zagłębimy się i wejdziemy w istotę, to jest to religijność, a nie wiara.

I wydaje mi się, że to jest dzisiaj problem, że wiele osób określa się jako wierzące, ale cierpią na kryzys wiary. Ten kryzys tak się objawia, że dajmy na to praktykowanie wiary w Kościele w kontekście sakramentalnym sprowadzone jest do odbycia spowiedzi przed świętami, mimo, że cały rok taka osoba nie chodzi do Kościoła i nie przyjmuje komunii świętej.

Czasem i tego brakuje.

Tak, czasem wystarczy im tylko choinka, opłatek, spotkanie w klimacie świątecznym, nawet nie pasterka, ale nie ma w tym wszystkim Boga i to jest dzisiaj problem i wyzwanie ewangelizacyjne. Pamiętajmy, że najważniejszy w tym świętowaniu nie jest człowiek, a Bóg, który stał się człowiekiem – „Słowo stało się Ciałem”. Trzeba więc przywrócić Panu Bogu właściwe miejsce w tym świętowaniu, zrozumieć, że to są święta Bożego Narodzenia, a nie kult człowieka, który korzysta z tych świąt i kręci się wokół samego siebie. To jest dzisiaj dla nas najważniejsze wyzwanie jako dla ewangelizatorów.

Trudno nie odnieść wrażenia, że we wszechogarniającym zalewie komercjalizacji, reklam itp. wielu z nas umyka gdzieś najgłębsza istota tych świąt. 

I to jest właśnie ten problem, że człowiek chce być w centrum. Ten proces sprowadza się do tezy, że to nie Bóg jest na pierwszym miejscu, ale że to ty jesteś Bogiem. A te święta pokazują nam prawdę, że skoro Słowo stało się Ciałem, to Bóg nas bardzo docenił, dowartościował, wyniósł do godności, która nas wyróżnia od świata zwierząt i wszelkiego innego materializmu. Syn Boży, nie stał się aniołem, tylko stał się człowiekiem, więc pokazuje nam poprzez pewną skrytość, bo ukrył się pod postacią małego dziecka, swoją pokorę i zaprasza do pokornego stania się Dzieckiem Bożym. Pokazuje nam jaka wielka godność jest w człowieku, a to też wyciąga nas na wyższy poziom, nadprzyrodzony.

Zdaje się, że współczesny człowiek zagubił pojęcie nadprzyrodzoności przy jednoczesnym ogromnym wewnętrznym głodzie cudowności i nadzwyczajności. Dlatego chodzi o to, żeby pokazać wymiar duchowy przeżywania Świąt Bożego Narodzenia, ale także przeżywania bycia we wspólnocie itd. To wszystko ma nas prowadzić i ukierunkowywać w perspektywie nieba i nadprzyrodzoności.

W oczekiwaniu na Boże Narodzenie i jego przeżywaniu znaczenie ma też tradycja i pewnego rodzaju rytuały.  Dzieci chyba rzadko chodzą już dziś na roraty?

To wszystko zależy od sposobu prowadzenia tego nabożeństwa i też od miejsca, bo jak patrzymy na mapę Polski, to są parafie, gdzie te nabożeństwa cieszą się dużym zainteresowaniem. To są takie nasze światełka na mapie Polski. Na przykład w Limanowej na ranne roraty przychodzi ponad setka dzieci.
Przypomnijmy, że roraty, to nie było nabożeństwo dla dzieci, tylko dla dorosłych, ale dzisiaj roraty troszeczkę się zinfantylizowały, żeby było fajnie, miło i przyjemnie. Żeby troszkę z dziećmi poskakać, pośpiewać, pobawić się, rozdawać różne gadżety. Sprowadzono to do takiej formy trochę zabawowej, a to nabożeństwo ma tak naprawdę prowadzić nas w przygotowaniu duchowym do głębszego przeżywania Bożego Narodzenia. Myślę, że nie powinniśmy tak rozrywkowo i zabawowo podchodzić do świąt Bożego Narodzenia, mimo, że ten świat próbuje narzucić taką właśnie narrację. Od listopada już widzimy choinki i słyszymy kolędy w supermarketach, a nie o to chodzi.

Roraty są w swej istocie nabożeństwem bardzo poważnym, przygotowującym, noszącym głęboką symbolikę: Maryja, która jest przewodniczką na tej drodze przygotowania, roratka - świeca symbolizująca Matkę Bożą, figurka Pana Jezusa, która się pojawia podczas nowenny do Dzieciątka Jezus. To ma ogromną głębię i sens, a dzisiaj to wszystko zostało spłycone, sprowadzone do tego, żeby było fajnie, miło i przyjemnie.

A przecież w życiu religijnym i w relacji z Panem Bogiem nie chodzi o to, żeby było tylko fajnie, miło i przyjemnie, chodzi o to, żebyśmy otwierali nasze życie na prawdę. A prawda jest taka, że Bóg stał się człowiekiem i pokazał nam drogę do nieba.

On nas przyjmuje, On nas zaprasza, ale zawsze punktem wyjścia jest wezwanie: „nawracajcie się i wierzcie w ewangelię”. Choćby słowa Świętego Jana Chrzciciela, które pojawiają się w liturgicznych tekstach w adwencie nawołują do zmiany i pokazują perspektywę. Św. Jan Chrzciciel udzielał napomnień i głosił Dobrą Nowinę i to są te dwie drogi, czyli droga nawracania się, odwracania się od grzechu, a z drugiej strony mamy się ku czemuś zwrócić, to znaczy ku Bogu, który jest z nami obecny cały czas w Sakramentach Świętych. To ta prawda właśnie ma wybrzmieć w czasie Bożego Narodzenia: Emmanuel - czyli Bóg z nami jest, a więc nie musimy się niczego bać.

Ale współczesny świat nawet św. Mikołaja sprowadził do roli przedstawiciela handlowego. Zresztą w wielu przypadkach to już nawet nie św. Mikołaj, ale jego świecki substytut – skrzat z reklam producenta popularnego napoju gazowanego.

To jest też nasze zadanie jako chrześcijan, aby w pewnym sensie dokonywać apologetyki historyczności Boga w świecie. To dotyczy obecności Boga w Sakramentach jak i historyczności świętych np.  Świętego Mikołaja, bo pokusa tego świata prowadzi do jakiejś fikcji do jakiegoś matrixu, do jakiejś takiej rzeczywistości, która będzie przyjemna, ale nie do końca prawdziwa. Będzie nam stwarzała pewien kontekst świętowania, ale to nie dotyczy historii. Natomiast prawda o Bożym Narodzeniu, prawda o Świętym Mikołaju, to fakty historyczne, niosące bardzo ważne przesłania. Świadectwo życia św. Mikołaja jest w pewien sposób pielęgnowane poprzez obdarowywanie się prezentami, ale przecież to były jego konkretne czyny miłosierdzia. To samo, jeśli chodzi o historyczność Pana Jezusa. To nie jest bajka, to jest rzeczywistość, która wpłynęła na cały świat. Stała się punktem zwrotnym w historii zbawienia, kiedy Bóg w swojej miłości posłał swojego Syna, który stał się człowiekiem i zamieszkał pośród nas. I jest cały czas obecny w Kościele Katolickim w Sakramentach Świętych. Spotykamy się z Nim i możemy doświadczać Jego miłości.

Boże Narodzenie to święta rodzinne. Jak ksiądz ocenia kondycję polskich rodzin, z perspektywy swojej posługi, oczywiście także z perspektywy konfesjonału?

Trochę mnie martwią niektóre wiadomości, które otrzymuję w kontekście różnych filmików czy rekolekcji. Pojawiają się takie obawy: „jak będę świętował, skoro małżeństwo mi się rozpadło”, „żona nie chce się ze mną pojednać, nie chce mi przebaczyć”, „popełniłem błąd i chcę się nawrócić, ale druga strona nie chce mnie znać”. I myślę, że to jest wielkie wyzwanie. Bywają sytuacje, że rozpadło się małżeństwo, ale są dzieci i część świąt trochę u taty, trochę u mamy. Mama z wujkiem, tata z ciocią. I to jest takie świętowanie „na pół gwizdka”, czasami przez łzy. Jeśli chodzi o młodzież i dzieci, to one niekoniecznie się cieszą na te święta.

Ten świat próbuje nam pokazać te święta jako radosne, a tutaj czasami nie ma się z czego cieszyć. Przy wspólnym stole się spotykają i mama z tatą, nie rozmawiają, albo w ogóle nie chcą się zejść. To, co się stało z tą rodziną, to dla niektórych w czasie wigilii, jest wielkim wyrzutem sumienia. Nie zawsze tak jest, że w każdym domu siada się przy wspólnym stole, bo są takie domy, gdzie nie ma przebaczenia, gdzie nie bardzo ludzie chcą nawet do tego stołu zasiąść, bo trzeba stanąć w prawdzie, przeprosić, podać rękę na zgodę, a nie każdy do tego jest gotowy.

Życzyłbym, aby to był taki czas rzeczywistego pojednania w wielu rodzinach, czas rzeczywistej zgody, rozpoczęcia wszystkiego od nowa. Żeby te święta Bożego Narodzenia właśnie z tego kontekstu, takiego naturalnego, stały się takimi rekolekcjami i refleksją nad miłością w rodzinie. Żeby patrząc na Świętą Rodzinę zastanowić się w którym jestem miejscu, żeby pójść do spowiedzi, wyznać grzechy, postanowić poprawę i podać rękę i żeby się nawrócić. Żeby zacząć od nowa i spróbować budować swoją rodzinę na prawdzie, bo nie wszystko jeszcze jest stracone.

Coraz częściej pojawiają się postulaty dotyczące usuwania symboliki religijnej z przestrzeni publicznej. Czy można wymazać potrzebę duchowości człowieka z jego sumienia, z jego świadomości?

Tego się nie da zrobić. Odwołując się do myśli Jana Pawła II na temat personalizmu chrześcijańskiego, trzeba powiedzieć, że człowiek jest jednością duchowo-cielesną. Nie da się człowieka zredukować wyłącznie do ciała i psychiki i wyeliminować pierwiastka duchowego. Na człowieka trzeba patrzeć integralnie jako na ciało psychikę i ducha i tego się nie da rozdzielić. I nawet jeśli ktoś nam zarzuca, że to jest chrześcijańskie spojrzenie to nieprawda, bo to jest głęboko ludzkie, tak jest od początku. I mamy ku temu mnóstwo argumentów i dowodów, że człowiek to nie jest tylko ciało i psychika, ale także duch i jedno na drugie wpływa. Bo jeżeli mnie coś boli, to i psychicznie jestem słaby. Duch wzmacnia psychikę i jedno na drugie wpływa. Jeżeli pierwiastek duchowy będzie zaniedbany, sprowadzony do pustki, to ta pustka zacznie też przejmować wymiar psychiczny i cielesny. I mamy bardzo wiele osób, które na poziomie czysto psychicznym mówią o sobie, że przeżywają jakąś pustkę, że wpadają w jakąś depresję, a człowiek nie znosi pustki. Pustka doprowadza nas do degradacji i wyniszczenia.

Człowiek powołany jest do tego, żeby żyć w pełni, a tę pełnię można doświadczyć we wspólnocie, a jako chrześcijanin we wspólnocie z Bogiem Ojcem, Jezusem i Duchem Świętym. A więc jeżeli żyję w tej wspólnocie z Trójcą Świętą, z braćmi i siostrami w Kościele i także w rodzinie, to jestem silniejszy i to mnie wzmacnia. Natomiast dzisiaj pojawia się ta potężna pokusa zredukowania człowieka tylko do ciała i psychiki. I tu rodzi się też pewna nadzieja dla nas kapłanów, bo dużo osób zgłasza się do nas prosząc o pomoc w takich sytuacjach, kiedy lekarze, którzy zajmują się ciałem mówią już, że rozkładają ręce. Psycholog, który zajmuje się psychiką czy psychiatra mówi, że nie ma już lekarstwa. I wtedy przychodzą do nas ludzie i mówią: proszę księdza, jedynie Pan Bóg może pomóc. Tu jest przestrzeń, kiedy modlitwa może wyprowadzić ciało i psychikę i człowiek może być zdrowy. To się objawia przez ogromne doświadczenie Pana Boga, który wyprowadza więźniów na wolność.

No i tym się ksiądz zajmuje. Profil Łukasz Plata – Ewangelizator na Facebooku ma 45 tysięcy duszyczek. Jak narodził się ten pomysł i na czym polega?

Ten pomysł narodził się w 2021 roku i myślę, że na pewno nie ze mnie, mojego jakiegoś zadumania. On przyszedł na modlitwie, kiedy pytałem czy jeszcze coś nowego można zrobić, bo jest tak dużo tych projektów ewangelizacyjnych. Poszedłem przed Najświętszy Sakrament, żeby zapytać co ja jeszcze mogę zrobić. To było w Zesłanie Ducha Świętego w 2021 roku w parafii ojców Jezuitów pod wezwaniem Ducha Świętego w Nowym Sączu. Spytałem: Panie Jezu Chryste, co ja jeszcze mogę zrobić i przyszło jedno słowo: EwangeliBus - czyli mobilna rozmównica słuchalnica i ambona. I pojawiło się w mojej głowie drugie zdanie: jedziemy i ewangelizujemy tam, gdzie zaprowadzi nas Duch Święty. To sobie zapisałem w notatniku w telefonie. I później to dojrzewało. I Pan Bóg postawił mi konkretnych ludzi, którzy pomogli ten projekt doprowadzić do stanu, w którym teraz jesteśmy. To wygląda tak, że przejeżdżamy wioski i miasta naśladując Pana Jezusa. Głosimy Słowo Boże, a Pan potwierdza znakami i cudami głoszone Słowo. Po prostu to się dzieje.

Powrót do korzeni?

Dokładnie, to jest naśladowanie tego co robił Paweł Apostoł, Piotr, to jest naśladowanie tego co robił Pan Jezus. Jezus głosił Słowo Boże i potwierdzał je znakami i cudami. Różnica jest taka, że to nie my potwierdzamy, tylko my głosimy Słowo Boże, głosimy kerygmat, mówimy o miłości Bożej, wzywamy do nawrócenia, dajemy ludziom też nadzieję, bo wypowiadamy świadectwa i rośnie wiara i objawia się miłość w kolejnych uzdrowieniach. Widzę, że ludziom oczy się otwierają dlatego, że nie opowiadamy świadectw sprzed 2000 lat. Mówimy o Panu Jezusie, to jest w centrum naszego nauczania, ale pokazujemy też co Bóg czyni dzisiaj. A rzeczywiście różnymi znakami potwierdza głoszone Słowo Boże i ludzie się na rekolekcjach nawracają.

Oni przychodzą na przykład na jakieś nabożeństwo, na misje ewangelizacyjne, czy na rekolekcje nie zawsze dlatego, że mają wiarę. Oni robią to bardzo często z lęku, na przykład, że ktoś może córkę stracić, że lekarz powiedział, że nie ma ratunku. Ostatnio otrzymałem takie świadectwo: mama się modliła za dziewczynę 17-letnią, która miała bardzo dużo schorzeń, była uziemiona, nie mogła chodzić do szkoły i mama przyjechała na takie nabożeństwo w Bochni.

Córka została uzdrowiona, wstała na drugi dzień, jakby nigdy nic. Wszystkie dolegliwości ją opuściły i ta mama przyjechała ze świadectwem i mówi: proszę księdza ja przyjechałem tutaj na to nabożeństwo, bo się już bałam, że moja córka umrze. I to jest niesamowite, bo pokazuje, że uzdrowienia, nawrócenia, czy jakieś inne łaski, to nie jest nagroda za dobre życie, ale Bóg okazuje miłosierdzie tym, którzy się nawracają.

Nawrócenie sprowadza miłosierdzie. To jest dane z łaski Pana Boga, bo kiedy robimy krok do Niego, to On się nad nami lituje i przebacza nam grzechy. Umacnia nas i prowadzi, żeby leczyć złamanych na duchu i na ciele.

Przyznam, że świadectwa, które pojawiają się na profilu księdza robią duże wrażenie. Skłaniają do głębokiej refleksji i potrzeby zmiany. Być może na zasadzie, że skoro im się udało, to i mi się uda?

Dokładnie tak się dzieje. Fundamentem życia chrześcijańskiego są trzy cnoty główne: wiara, nadzieja i miłość. W ewangelizacji, którą prowadzimy w tym stylu kerygmatyczno-charyzmatycznym, mówimy o miłości Bożej i zapraszamy, zachęcamy do tego, żeby zwrócić się do Boga, żeby przyjść do Niego i posłuchać, gdzie On chce cię poprowadzić, niezależnie od tego w jakim jesteś momencie. Kiedy jedziemy na ewangelizację, to my nie dajemy dowodów na istnienie Boga, bo tak jak w przypadku Całunu Turyńskiego, choć wiadomo, że jest autentyczny, to i tak zawsze znajdują się tacy, którzy to będą podważać. My głosimy nadzieję, ale w Jezusie Chrystusie. Opowiadamy świadectwa, na przykład, że osoba została uzdrowiona z raka, druga osoba odzyskała wzrok, następna słuch, inna została uwolniona od narkotyków, od alkoholu, że rodzina zdołała się ocalić. 

Dajemy ludziom nadzieję, oni słyszą historię, że to się dokonało i rośnie w nich wiara, że u mnie też się może to dokonać. I kiedy z tą wiarą przychodzą do Pana Jezusa objawia się miłość w kolejnych łaskach. I mamy trzy cnoty Boskie. Obracamy się wokół fundamentów - wiara w zmartwychwstanie, nadzieja na nasze zmartwychwstanie i miłość, która się objawiła w Jezusie Chrystusie. 

 



Źródło: niezalezna.pl

#kościół #Boże Narodzenie #polskie święta

Przemysław Obłuski