„Bracia Krajewscy w walce. Pokąd sił nam starczy” to wystawa ukazująca losy czterech braci Krajewskich. Ich wojenne dzieje przypominają filmową opowieść o „Szeregowcu Ryanie” – w tej przejmującej historii również tylko jeden spośród czterech braci przeżywa wojenną zawieruchę. Dramatyczne koleje losu rodziny Krajewskich przedstawimy w bogato zaaranżowanej przestrzeni wystawy.
Wśród wielu artefaktów zobaczymy wieczorne wydanie „Kuriera Warszawskiego” z 15 września 1939 roku, fotografie nieznanej dziewczyny, kalendarzyk z 1939 roku oraz legitymację wioślarską. Przedmioty te miał w kieszeni swego munduru bombardier podchorąży dowódca baterii w 20 Pułku Artylerii Lekkiej Marian Krajewski walczący w obronie Warszawy i zmarły od ran dwa dni później w Szpitalu Ujazdowskim. Do rodziny trafiły zawinięte w kawałek prześcieradła. 27 września 1939 roku poległ plutonowy chorąży 8 Pułku Legionów Piechoty Leon Krajewski ugodzony kulą niemieckiego snajpera pod Tomaszowem Lubelskim. Kilka miesięcy później na poszukiwanie grobu brata wyruszył Władysław Krajewski pracujący w zakładach zbrojeniowych w Skarżysku Kamiennej. Aresztowany przez Niemców odmówił wydania im dokumentów dotyczących produkcji broni i został zamordowany w 1940 roku. Ocalał jedynie czwarty z braci Jerzy Krajewski, żołnierz 2 Pułku Legionów Armii Krajowej, uczestnik bitwy pod Chotowem. Po wojnie rozpracowywany przez bezpiekę uniknął aresztowania. Poślubił łączniczkę AK „Dankę” – Danutę z Romanowskich. Dzisiaj jest 95-letnią nestorką rodu Krajewskich.
Kiedy półtora roku temu moja ciocia przywiozła pamiątki rodzinne dla mojego syna, sukcesora nazwiska, żeby jemu je przekazać, otwarliśmy depozyt ze Szpitala Ujazdowskiego. To były rzeczy wyciągnięte z munduru żołnierza, który zginął w obronie Warszawy w 1939 roku. Wzruszające pamiątki - nieśmiertelnik, kalendarzyk, zdjęcie dziewczyny, dokumenty mówiące o jego aktywności studenckiej, ale też list, który przeczytaliśmy ze łzami. Przeglądając te pamiątki, również pamiątki po innych braciach, pomyślałem, że to nie jest tylko prywatna historia, ale że warto o niej opowiedzieć i pokazać rzeczy, które normalnie rzadko się zachowują, a tu cudem się zachowały, dzięki postawie pań Krajewskich. To kobiety tutaj były tym wektorem pamięci i tożsamości rodzinnej.