Nieinteresujący kicz, biała plama w historii polskiej muzyki, zbiorowy kryzys wyobraźni – to jedne z najłagodniejszych określeń, jakimi obdarzono disco polo. Kiedy elity z sentymentem wspominały Jarocin i filmy Kieślowskiego, kraj zaczęła oplatać sieć dyskotek, a kasety Shazzy rozchodzić się w dziesiątkach tysięcy pirackich kopii. Monika Borys w książce "Polski bajer. Disco polo i lata 90." jako pierwsza pokazuje, że romantyczne piosenki mogą stać się kluczem do zrozumienia przemiany, którą jako społeczeństwo przeszliśmy w latach 90. Premiera 4 września.
Trwa najbardziej osobliwa dekada w nowej historii Polski – lata 90. Kraj oplata sieć dyskotek, powstających najczęściej nielegalnie w pustych stodołach. Zespoły, które spotkać można było wcześniej jedynie w remizach pod Białymstokiem, zarabiają pierwsze fortuny. Jednocześnie elity snują katastroficzne wizje upadku polskiej kultury i uznają muzykę disco polo za dowód na zbiorowy kryzys wyobraźni. Nie dostrzegają terapeutycznego wymiaru romantycznych piosenek. Monika Borys ma dla nich złą wiadomość – Polska okresu transformacji nie istnieje bez disco polo. Dlaczego więc tak go nienawidzimy?
Podczas kiedy Filip Springer stwierdza, że „skoro kilka milionów ludzi radośnie podryguje przy kawałkach typu "Ona tańczy dla mnie"
"Polski bajer" to pierwsze spojrzenie na muzykę disco polo bez uprzedzeń. Opowieść o nierozpoznanej dotąd rewolucji kulturalnej. Autorka wsłuchuje się w słowa piosenek, przegląda teledyski i kierowane do fanów pisemka, zagląda do discopolowych archiwów, przypomina postaci najpopularniejszych wykonawców. Tworzy opowieść o najntisowych pragnieniach, o polo-artystkach, boysbandach z małych miejscowości i o discopolowej wyobraźni. I wierzy, że jeśli ktoś obejrzy i przesłucha uważnie "Egipskie noce" Shazzy, zrozumie tajemnicę najntisów.