Pierwszy dzień nowych środków bezpieczeństwa, mających na celu zapobieżenie rozpowszechnianiu się Covid-19, na północnym Cyprze przebiegł w spokoju. Ulice północnej Nikozji były prawie puste. Wszystkie sklepy oprócz tych sprzedających żywność pozamykano.
W supermarkecie Metropol, jednym z najpopularniejszych wśród mieszkańców północnej Nikozji, cały dzień przewalały się tłumy. Ludzie kupowali worki ryżu, kaszy i soczewicy, duże pojemniki z oliwą oraz pakiety papieru toaletowego. Jednym z najpopularniejszych produktów okazały się ziemniaczane chipsy. Sprzedawcy nie mogli nadążyć z przynoszeniem z zaplecza kolejnych worków.
Rząd Tureckiej Republiki Cypru Północnego (TRCP), nielegalnego państwa, którego istnienie jest uznawane jedynie przez Turcję, w jednym z kilku oświadczeń wydanych w ostatnich 24 godzinach zapewnił cypryjskich Turków, że na terenie kraju nie zabraknie żywności. Jednak właściciel jednego z mniejszych sklepów, znajdującego się na starym mieście Nikozji i popularnego szczególnie wśród afrykańskich studentów, powiedział PAP, że martwi się o przyszłość.
„Studenci wykupili dziś prawie cały ryż, jaki miałem na składzie. W porcie w Famaguście stoją dwa następne kontenery, które powinienem był odebrać w tym tygodniu. Ale na razie nie mam na to pozwolenia. Jak tak dalej pójdzie nie będzie co sprzedawać”
– powiedział Hasan Cirakli, w przerwie między sprzedawaniem kolejnych kilogramów ryżu, kaszy manny i fasoli studentom z Zimbabwe, Kongo i Kamerunu.
Jego żona była jeszcze bardziej pesymistyczna. „Być może w poniedziałek w ogóle nie otworzymy sklepu. Rząd bada sytuację. Mówi się, że mogą wprowadzić stan wyjątkowy. Prawdopodobnie dla nas byłoby lepiej, gdyby kazali nam zostać w domu. Boję się tego wirusa, a do sklepu przychodzą codziennie setki ludzi. Jak ja zachoruję, inni też zostaną zakażeni” – powiedziała Nurdan Cirakli.
W pobliskiej Bandabuliji, olbrzymiej hali targowej, gdzie północni Nikozyjczycy zwykle kupują warzywa i owoce, a turyści tureckie szale i pamiątki z północnego Cypru, było trochę spokojniej. Stanowiska z pamiątkami dla turystów były pozamykane. Działały tylko warzywniaki. I tutaj wśród kupujących przeważali studenci z Afryki.
„Większość miejscowych przyszła z samego rana. Wykupili prawie wszystko, co przywiozłem"
– powiedział Yavuz Umer, sprzedający warzywa i owoce. - Wiedzą, że jutrzejszy targ farmerów na dworcu autobusowym się nie odbędzie więc przyszli do Bandabuliji.”
Tradycyjnie w każdą sobotę Yawuza odwiedzają w Bandabuliji jego przyjaciele, Mehmet i Metin. I tym razem tam byli. Obaj są po sześćdziesiątce, na emeryturze. Zapytani o to, czy nie boją się koronawirusa, wybuchli śmiechem. „Turecka kawa zabija każdego wirusa — oświadczył Mehmet. - A jak nie kawa, to na pewno zivania (cypryjski alkohol podobny do wódki produkowany z winogron)”.
Na pytanie, czy Bandabulija będzie otwarta w poniedziałek, Yavuz skinął głową. „Oczywiście, że będzie. Bandabulija musi być otwarta. Nie ma innej opcji. Jutro pojadę do farmerów w Guzelyurt (miasto na zachodzie wyspy) i kupię produkty” - powiedział.
O tym, że wszystkie sklepy sprzedające żywność pozostaną otwarte, są też przekonani właściciele sklepu rybnego Bozdag, który zaopatruje północnych Nikozyjczyków w świeże ryby. I tu jest więcej kupujących niż zwykle. Ludzie robią zapasy. Zamiast jednej ryby większość kupuje po trzy lub cztery dorady bądź okonie.
W nocy z piątku na sobotę rząd północnego Cypru zdecydował o zamknięciu granic lądowych, powietrznych i morskich TRCP. Na teren nielegalnego państwa mogą obecnie wjechać tylko jego obywatele oraz cudzoziemcy, którzy mają tam stałą rezydencję. Wszyscy wjeżdżający muszą się poddać 14-dniowej kwarantannie we własnym domu. Rząd zaapelował do ludności o pozostawanie w domach i wychodzenie jedynie w razie niezbędnej konieczności.
Na całym Cyprze do tej pory zdiagnozowano 31 przypadków koronawirusa, z tego pięć - na północnym Cyprze.