Służba zdrowia na południu Włoch nie wytrzyma ewentualnej eskalacji epidemii koronawirusa - ostrzegł dziś burmistrz Matery Raffaello De Ruggieri. Zaapelował do osób z Południa, a przebywających na Północy, by nie wracały na razie w rodzinne strony. Sytuacja w Italii jest dramatyczna - w ciągu ostatniej doby zmarły 793 osoby. Łączna liczba zmarłych wzrosła tam do 4825. Obecnie w całym kraju zakażonych jest ponad 42 tysiące ludzi.
W wydanym oświadczeniu burmistrz Matery, położonej w regionie Basilicata na południu przestrzegł przed konsekwencją masowych zakażeń w wyniku fali powrotu pracowników z Lombardii i innych części na północy Włoch, najbardziej zaatakowanych przez wirusa. Wyraził przekonanie, że tamtejsza służba zdrowia "nie byłaby w stanie tego wytrzymać".
Zaapelował o cierpliwość i zasugerował, by "nie wracać, dopóki zagrożenie nie minie".
De Ruggieri wezwał pracowników przebywających w północnych Włoszech, by zdobyli się na "bolesny gest wielkoduszności i odpowiedzialności". Jak zaznaczył, ich powrót na południe, "zagroziłby życiu ich bliskich oraz całej wspólnoty".
Ponadto burmistrz Matery wyraził przekonanie, że należy znieść różnice infrastrukturalne między bogatszą północną częścią i biedniejszym południem kraju.
- Południe nie może być słabym ogniwem w łańcuchu włoskiego systemu
- ocenił.
W pierwszych tygodniach epidemii odnotowano masowe zjawisko exodusu ludzi z Mediolanu i okolic na południe. Wtedy wzrosły obawy, że epidemia zostanie przeniesiona i tam. W wielu tamtejszych regionach odnotowano następnie wzrost zachorowań, wiązany także z tą falą wyjazdów.