Zwycięstwo Macrona dało eurokratom wiatr w żagle. I, jak niestety mogliśmy się domyślić, ten wzrost energii nie został ukierunkowany na naprawę słabnącej Unii, ale na pogłębienie jej dotychczasowych patologii.
Nie miejsce tu na pisanie o ostentacyjnych kłamstwach opozycji w kwestii jej stosunku do uchodźców czy o nagłych woltach Schetyny, tutaj sprawa jest oczywista dla każdego –
zrobią wszystko to, co nakażą im ośrodki decyzyjne w Unii. Nawet jeśli skończy się to przymusową relokacją uchodźców w Polsce, w strzeżonych, otoczonych drutem kolczastym obozach (spełni się w ten sposób w końcu marzenie wielu o naprawdę „polskich obozach”). Ale opozycja jest taka, jak każdy widzi – na ulicy się nie udało, zostaje wierność Brukseli. Smutniejsze jest to, co wyprawia
establishment unijny. Żadne relokacje uchodźców nie mają sensu jako odpowiedź na problem. Jeśli UE, z powodu politycznej poprawności, będzie tylko „ratować” uchodźców, a następnie ich relokować, zamiast zablokować ten proceder, w który zamieszane są niezwykle okrutne gangi przemytników, to problem będzie narastał. To sytuacja prosta – jakbyśmy ratowali ludzi, którym wciśnięto morderczy narkotyk, i pozwalali nadal handlarzom go rozprowadzać. Bo „refugees welcome”. Ale inna sprawa martwi jeszcze bardziej. W całej Europie narastają nastroje radykalnie antyunijne. Także antyuchodźcze. To zresztą oczywiste – Europa się po prostu boi.
W tej sytuacji takie zabawy w „przymus” mogą skończyć się tylko jednym – katastrofą, która, kto wie, może nawet doprowadzić do rozpadu Unii. Ku zachwytowi Putina, który, z powodu bezmyślności i pychy eurokratów, wykorzysta tych biednych uchodźców do pompowania statystyk wyborczych popierających go w UE partii.
Źródło: Gazeta Polska
#Putin
#uchodźcy
Dawid Wildstein