Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

​Perspektywa zaczadzonego intelektualisty

Trudno wyjść z osłupienia, jeśli przeczyta się, jak zachodnie elity polityki i mediów reagują na śmierć Fidela Castro.

Trudno wyjść z osłupienia, jeśli przeczyta się, jak zachodnie elity polityki i mediów reagują na śmierć Fidela Castro. El Comandante, który doprowadził „wyspę jak wulkan gorącą” do stanu katastrofy pod każdym względem, odbiera dziś ostatni salut nie tylko od autorytarnych liderów, jak Władimir Putin, ale przede wszystkim od „zachodnich demokratów”.

Jakoś tak się dziwnie składa, że jeśli przejrzeć wypowiedzi polityków i przeczytać tytuły, które mówią o śmierci Castro inaczej niż „dyktator”, widać doskonale, że to te same, które jednoznacznie opowiadały się za wyborem Hillary Clinton na prezydenta USA. To także te same media, które jeśli już gdzieś widzą zagrożenie dla demokracji i praw człowieka, to nie w komunistycznym paraliżu dusz i mordowaniu ciał, a w naruszeniu status quo, które zapewniało im władzę. Z mediów „głównego nurtu” w USA jedynie „FOX”, „Herald Sun” i „Washington Post” nazwały sędziwego palacza cygar i mordercę cywilów „dyktatorem” (o dziwo, taką optykę przyjęły także Google News). Pozostałe tytuły określały Castro jako „prezydenta”, „lidera rewolucji” lub „rewolucjonistę” czy wręcz „ikonę”. Od BBC przez „Daily Mail”, aż do „New York Timesa”.

Nie powinno dziwić oczywiście, że to te same media, które nie wahają się dziś rzucać gromów na liderów państw Europy Środkowej i Wschodniej – Polski i Węgier, które każdą próbę kwestionowania „jedynie słusznej drogi liberalizmu światopoglądowego” uważają za „brunatnienie polityki”, nie widzą w zmarłym komuniście nikogo poza „liderem” i „ikoną”. To dość dużo mówi nam o poziomie moralnym ogromnej części świata zachodniego. Świata opartego na rewolucji 1968 r. z jej moralną ambiwalencją i komunistycznym zaczadzeniem. Świata, który zapisał tony papieru, gloryfikując lub w najlepszym razie niuansując ustrój totalitarny Rosji Sowieckiej i innych krajów wchodzących w „sojusz z Sojuzem”. Cóż, elity Zachodu, które jeśli znają komunizm, to raczej z perspektywy opasłego turysty, który czuje się w takim kraju jak wieczny wygrany w totolotka, lub intelektualisty, podziwiającego pod czujnym okiem bezpieki potiomkinowskie wioski. I tak przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker napisał na Twitterze, że „wraz ze śmiercią Fidela Castro świat stracił człowieka, który był dla wielu bohaterem”. Poszedł tym samym ręka w rękę z Władimirem Putinem, który określił Castro jako tego, który „poprowadził swój zablokowany na arenie międzynarodowej kraj na ścieżkę niepodległości i niezależnego rozwoju”.

Istotnie, „niezależny rozwój” polegający na życiu za równowartość 25 dol. miesięcznie, żywność na kartki, talony na byle jaką odzież, kłopoty z kanalizacją, wodą i gazem, opieka zdrowotna wołająca o pomstę do nieba. Oto wyboista ścieżka niepodległości w wykonaniu „Castro brothers”. Do tego narkotyki, prostytucja i kobiety oddające się zagranicznym turystom za obiad w lepszej restauracji. Rozwój istotnie niezależny, podobny jak wciąż jeszcze w wielu miejscach na wschód od Polski. 

Dziedzictwo Castro to rozstrzeliwania ludzi, kradzieże, niewyobrażalne cierpienie, bieda i zaprzeczenie podstawowych praw człowieka – powiedział tymczasem po śmierci Castro prezydent elekt USA Donald Trump. – Odszedł brutalny dyktator, który przez prawie sześć dekad gnębił własny naród – dodał. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że wylewający łzy nad Castro Juncker tuż po wyborze Trumpa powiedział, że stanowi on „ryzyko naruszenia stosunków międzykontynentalnych”, widzimy doskonale, co czekać nas może w najbliższym czasie. I choć wciąż patrzę na Trumpa z ostrożnością, nie mam złudzeń, że dziś to on ma rację.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Donald Trump #Fidel Castro

Wojciech Mucha