10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

​Zwycięstwo byłoby pyrrusowe

W idealnym świecie wszystko jest proste. Życie ludzkie podlega ochronie od poczęcia. Ci, którzy przeciwko niemu występują, są karani.

W idealnym świecie wszystko jest proste. Życie ludzkie podlega ochronie od poczęcia. Ci, którzy przeciwko niemu występują, są karani. Dzieci, które rodzą się chore, pozostają pod troskliwą opieką rodziców i państwa. Podobnie młodociane matki i kobiety, które padły ofiarą gwałtu.

Niestety, świat idealny jeszcze nie istnieje. Co więcej, oddala się on wielkimi krokami. Wojna ideologiczna, która toczy się w Europie od dziesiątków lat, skutecznie przeorała świadomość dużej części społeczeństwa. Wystarczy przeczytać poniższy felieton Bogdana Dobosza, by zobaczyć, jak wielki to problem. Wydawać by się mogło, że nie może być nic gorszego od powszechnej obojętności i idącej z nią w parze zgody na mordowanie dzieci nienarodzonych. Tymczasem okazuje się, że na zachodzie Europy ideolodzy mający korzenie jeszcze w głębokim komunizmie chcą karać obrońców życia.

I my nie żyjemy w świecie idealnym. Kompromis aborcyjny, który został w Polsce wypracowany jeszcze w latach 90., jest szalenie delikatny. Zakłada, że aborcja jest dozwolona w trzech wypadkach: gdy ciąża jest skutkiem gwałtu, gdy matce grozi śmierć lub ciężki uszczerbek na zdrowiu albo gdy dziecko jest zagrożone „ciężkim i nieodwracalnym upośledzeniem albo nieuleczalną chorobą zagrażającą jego życiu”. To kompromis wypracowany w ciężkim boju i – jak się wydaje – akceptowany przez większość Polaków.

Każda próba rozchwiania tej ideologiczno-tożsamościowej łódki sprawia, że pojawiają się radykalne proaborcyjne środowiska, chcące widzieć w ratowaniu nienarodzonych ograniczenie dostępu do dóbr tego świata, domagające się liberalizacji ustawy. Bo przecież ciąża to jak wiadomo – ciężar. A co dopiero dziecko, a co dopiero nieidealne. Tak się stało i teraz, kiedy (niedoskonały) projekt obywatelski Instytutu Ordo Iuris dał opozycji i środowiskom radykalnej lewicy powód do rozpętania awantury wokół rzekomego „zamachu na prawa kobiet”. I choć projekt nie wyszedł spod pióra nikogo z PiS‑u, a jak się dowiadujemy, sami posłowie Prawa i Sprawiedliwości byli przeciwni jego składaniu do Sejmu (wiedząc zapewne, że spowoduje wojnę ideologiczną i nic poza tym), wywołał antyrządową furię.

We wczorajszym głosowaniu, w którym m.in. dzięki posłom PiS‑u odrzucono ów obywatelski projekt, podniosły się głosy, jakoby politycy partii rządzącej opowiedzieli się przeciwko życiu, a ich decyzja to ucieczka z placu boju, rejterada, wreszcie pakt z diabłem. W podobnych wrzaskach przodowała oczywiście opozycja, tracąca paliwo do politycznej awantury (tylko głupi mógłby pomyśleć, że chodziło tu o jakiekolwiek kobiety oprócz tych, które straciły władzę 25 października). Ale na PiS wściekli się także zwolennicy zaostrzenia przepisów – obrońcy życia i środowiska pro-life. Zarzucili partii rządzącej tchórzostwo i sprzeniewierzenie się wartościom, które wyniosły ich do władzy. Otóż nic bardziej mylnego.

Poza światem idealnym istnieje bowiem także świat realny. Realia polityki sprawiają, że nagłe i radykalne wypowiedzenie kompromisu aborcyjnego skończyłoby się zadymą, przy której protesty z ubiegłego poniedziałku są jedynie igraszką. Do boju ideologicznego wkroczyłyby wszelkie uśpione dotychczas lewackie środowiska, nie tylko z Polski, ale i z Europy. Rozpoczęłoby się podlewanie ich pieniędzmi z różnorakich fundacji walczących o „prawa kobiet”, kolejny front walki mógłby okazać się zabójczym. Jeśli więc nie chcemy mieć w przyszłości otwartych 24 godziny na dobę gabinetów ginekologicznych, gdzie na życzenie dokonuje się aborcji, sprawę należy przeprowadzić inaczej.

O czym mówię? Cóż, nie jestem prorokiem, ale łatwo sobie wyobrazić, że jeśli po wprowadzeniu projektu autorstwa Ordo Iuris, po ewentualnej utracie władzy przez PiS i zwycięstwie lewicy (uchowaj Boże!) doszłoby do ponownej zmiany ustawy, to wówczas „dopasowano by ją do standardów europejskich” – wprowadzono by aborcję na życzenie bez jakiejkolwiek dyskusji. Dzisiejsze zwycięstwo obrońców życia okazałoby się pyrrusowym. To szalenie smutne, ale takie są fakty. Muszą to zrozumieć także ci, którzy w dobrej wierze i zgodnie z własnym sumieniem zbierali podpisy pod projektem Ordo Iuris.

Co więcej, raz maksymalnie zliberalizowana ustawa aborcyjna byłaby ze względu na panującą obyczajowość światopoglądową bardzo trudna do powtórnego zaostrzenia. Ludzie zbyt szybko przyzwyczajają się do „wygód”. Także takich jak zabójstwo nienarodzonych dzieci w majestacie prawa. Prawo do aborcji nagle stałoby się niezbywalne.
Oczywiście ofiarami dzisiejszego kompromisu są nienarodzeni, którzy giną w wyniku legalnych aborcji dokonywanych w Polsce choćby ze względów eugenicznych. Według najnowszych statystyk w Polsce dokonuje się średnio trzech takich „zabiegów” dziennie. Niemal wszystkie (95 proc.) są przeprowadzane ze względu na wady płodu.

Niestety, jeśli chcemy wprowadzić zmiany, które pozwalałyby na jak najszerszą ochronę życia nienarodzonych, musi to być poprzedzone szeroką akcją społeczną, informacyjną i edukacyjną. Projekt takiej ustawy nie może być po prostu wrzucony do Sejmu i procedowany w rejwachu. Co więcej, najpierw należy wprowadzić przepisy dające rodzicom dzieci upośledzonych spokój psychiczny i poczucie, że po podjęciu tej heroicznej decyzji nie zostaną zostawieni sami sobie. Cieszą w tym kontekście wczorajsze zapowiedzi premier Beaty Szydło. Cieszy – pomimo wszystko – sposób załatwienia tej sprawy. To oczywiście smutne, że jesteśmy zmuszeni godzić się na tego typu kompromisy. Świata jednak nie zmieni się w jedną chwilę. Tym bardziej tego „nowego, wspaniałego świata”, który otacza nas ze wszystkich stron.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#przepisy w sprawie aborcji #usuwanie ciąży #aborcja

Wojciech Mucha