„Jak się chce psa uderzyć, to kij zawsze się znajdzie”. To znane powiedzenie dość dobrze potwierdza się w politycznym piekiełku, gdzie aby przyłożyć konkurentowi, często z braku poważnego oręża, sięga się do zbrojowni absurdów i kłamstw. Takich jak trzecia ręka czy obuwie ochronne.
Ubiegły tydzień obfitował w taką masę medialnych manipulacji, że podliczenie i opisanie ich dalece wykracza poza objętość tego tekstu. Warto jednak przyjrzeć się najjaskrawszym z nich, by zrozumieć, jak łatwo wpaść w pułapki zastawiane przez speców od propagandy.
Trzecia ręka pierwszej damy
Tę wielką „aferę” odkryli stażyści z należącego do koncernu Agora serwisu Gazeta.pl. Na fotografii przedstawiającej Agatę Dudę w ogrodzie w Oslo dopatrzyli się „trzeciej ręki”, która ich zdaniem miała należeć do prezydentowej i być (zdaniem śledczych z Gazeta.pl) – wynikiem „nieudolnej obróbki graficznej”. Na ludzi prezydenta i samą Pierwszą Damę posypały się gromy. Podniósł się klangor, z nor wyszły internetowe trolle, a sieć zalały komentarze na poziomie koszarowych kabaretów. W reakcji na to Kancelaria Prezydenta opublikowała sekwencję zdjęć, na których widać, że „trzecia ręka” należy do przysłoniętej na moment funkcjonariuszki BOR-u, która podążała krok w krok za Pierwszą Damą. O żadnej manipulacji nie ma mowy. Hejt jednak poszedł w świat, masowo rozpowszechniany wraz z oburzeniem na ludzi z Kancelarii Prezydenta. I choć można machnąć ręką na takie „newsy”, to właśnie one, drobne, generujące wyzwiska i internetowy rynsztok, oraz manipulacje są składowymi „przemysłu pogardy”. Cóż, śledczy z Czerskiej po raz kolejny udowadniają, że nie bez powodu porównuje się ich do Orwellowskiego ministerstwa prawdy. Co ciekawe, nawet prostując swoje „ustalenia”, zrobiono to tak, by na pierwszy rzut oka nie przyznać się do błędu.
Afera foliowych papuci i bałtycki „fakt”
Ale trzecia ręka to niejedyna „afera” wokół głowy państwa. W Dzień Dziecka internet obiegło wzburzenie z powodu fotografii, na której wizytujące Pałac Prezydencki dzieci maszerują korytarzami w ochronnym obuwiu, podobnym do tego, jakie można spotkać w szpitalu czy w muzeach. Podniósł się rwetes, że oto Andrzej Duda wraz z małżonką pogardzają swoimi gośćmi na tyle, że zmuszają ich do noszenia „upokarzających papuci”. Podgrzewana przez internetowych trolli „afera ochraniaczy” zataczała szerokie kręgi. Do tego stopnia, że zainteresowała nawet Monikę Olejnik, która nie omieszkała zgrillować za tę sprawę rzecznika prezydenta, Marka Magierowskiego. I choć okazało się, że rzekomo upokorzone dzieci były w rzeczywistości jedną z wielu wycieczek, które w tym dniu przechadzały się po Pałacu, a wymóg noszenia obuwia ochronnego obowiązywał także za poprzednich prezydentów (pałac jest obiektem muzealnym), hejt na Andrzeja Dudę się rozlał, a „niesmak pozostał”. I o to chodziło.
Podobną metodę „rozlanego mleka” zastosował dziennik „Fakt”, który opublikował w internetowym wydaniu informację o rzekomej wpadce prezydenta podczas wizyty w Norwegii. Prezydent zdaniem pracowników „Faktu” miał podczas wizyty w Norwegii powiedzieć, że jest ona jednym z państw bałtyckich. Błąd wynikał z depeszy PAP, którą źle zredagowano, ale wystarczyło odsłuchać przemówienia Dudy, by usłyszeć, że o wpadce nie może być mowy, a prezydent mówi o „kraju nordyckim”. Redaktorzy „Faktu” trudu sobie jednak nie zadali, za to z uporem godnym lepszej sprawy walczyli z rzeczywistością w serwisach społecznościowych, udowadniając coś, co jest nie do udowodnienia. W tym czasie informacja o „norweskiej kompromitacji” krążyła po internecie, wywołując oburzenie na rzekome nieuctwo Dudy.
Order bez komentarza
Kolejna sprawa jest poważniejsza. Chodzi o tekst zamieszczony w „GW”, poświęcony zastanawiającej sprawie odznaczenia przez prezydenta Andrzeja Dudę Bogdana Kulasa, polonijnego działacza z Norwegii.
Prezydent odznaczył go podczas wizyty państwowej w Oslo Orderem Odrodzenia Polski. Tymczasem Kulas, jak ujawnili internauci tropiący „rosyjską piątą kolumnę”, to człowiek, który w otwarty sposób popiera aneksję Krymu, Władimira Putina, a o Andrzeju Lepperze pisał, że ten został „zamordowany przez tzw. Wymiar Sprawiedliwości w Polsce i spisek Jarosława Kaczyńskiego z Donaldem Tuskiem”. Działanie prezydenta było w tej sprawie istotnie zastanawiające, ale reakcja mediów dość nieelegancka i niezgodna ze sztuką dziennikarską. Jedną z jej fundamentalnych zasad jest bowiem cytowanie stanowiska tego, o kim się pisze lub chociaż próba nawiązania z nim kontaktu, by mógł się wypowiedzieć w swojej sprawie. Tego zabrakło w tekście zamieszczonym w „Wyborczej”. Co więcej – Wojciech Czuchnowski i Paweł Wroński, autorzy tekstu napisali: „
Zapytaliśmy mailem Kancelarię Prezydenta, czy prezydentowi znane były poglądy Bogdana Kulasa [...]. Nie otrzymaliśmy odpowiedzi”. Cóż, milczenie oznacza zgodę, lub przyznanie się do winy – wiadomo.
Tyle tylko, że już po ukazaniu się artykułu, Marek Magierowski ujawnił swoją korespondencję z Pawłem Wrońskim, w której zwraca uwagę, że Kulas otrzymał order za działalność na rzecz Polonii w Norwegii, a o jego uhonorowanie wnioskował ambasador RP w Oslo. „
Ze strony KPRP nie doszło do naruszenia procedur na żadnym etapie rozpatrywania wniosku” – pisał Magierowski i wyrażał zgodę na zamieszczenie swojej opinii. Cóż, tłumaczenie może nie przekonywać, sprawa jest istotnie skandaliczna, a takie odznaczenie nie przynosi prezydentowi chluby. Szkoda jednak, że artykuł w „Wyborczej” ukazał się bez komentarza Pałacu Prezydenckiego, a wręcz z informacją, że prezydent w tej sprawie milczy.
Błysk manipulacji
I tak w koło Macieju kłamstewka i manipulacje. W piątek portal Tomasza Lisa opublikował zdjęcie, na którym Jarosław Kaczyński zestawiony jest z Adolfem Hitlerem, a autor tekstu zastanawiał się, „czy prezes PiS rozpęta trzecią wojnę światową”. W tekście roi się od porównań PiS-u do NSDAP i temu podobnych wybryków intelektu. Jak sieć długa i szeroka, manipulacje i niedomówienia pod nazwiskami i anonimowo.
O tym, jak to działa, przekonać się dość łatwo. Przykład? Po otwarciu dowolnego serwisu internetowego z tzw. mainstreamu, jesteśmy atakowani nagłówkami w stylu niemającym związku z treścią, jaką sugerują. Internauci, skacząc po stronach, często ograniczają się do czytania tytułów. O tym, że w szumie informacyjnym nie jesteśmy w stanie zweryfikować wszystkich informacji, wiedzą doskonale specjaliści z branży reklamowej, którzy projektują przekaz w taki sposób, by pozostawał on nawet po kilkusekundowym kontakcie potencjalnego klienta np. z billboardem na autostradzie. W sieci ten mechanizm jest identyczny. Ktoś, kto kilkanaście razy w ciągu dnia łypnie „kątem oka” na info o „porażce rządu”, „niepopularnym prezydencie” czy „wpadce głowy państwa” nie wróci już do tej informacji, by przekonać się, że chodzi o rząd niemiecki lub prezydenta Francji. Wrażenie pozostaje.
Sprawdzać, weryfikować, publikować sprostowania
Prezydent Andrzej Duda nie bez powodu określany jest mianem „teflonowego”. Nie sposób przyłapać go na wpadce czy kontrowersyjnej decyzji (wyjątkiem opisana sprawa odznaczenia działacza z Norwegii). Twardy to orzech do zgryzienia dla części komentatorów, szczególnie tych żyjących z produkcji hejtu. Na uwagę zasługuje fakt, że nawet wówczas, gdy krytyka jest słuszna i zasłużona (jak w wypadku Bogdana Kulasa), same fakty nie wystarczają i trzeba posunąć się do manipulacji.
Podobnie jest w wypadku działań rządu, ale także szerzej – środowisk prawicowych, które zwalczane są na równi z nimi. Przykładem może być nagłówek na portalu Gazeta.pl. Tam pojawiła informacja o tym, że „Prawicowe wydawnictwo chce wznowić wydawanie »Mein Kampf«”. Jakie wydawnictwo? Może Fronda? Nic z tych rzeczy. Gdy wejdziemy w tekst, okaże się, że to wydawnictwo jest nie dość, że nie prawicowe, tylko narodowosocjalistyczne, i nie polskie, a niemieckie (określanie nazizmu mianem prawicy to zresztą stara szkoła manipulacji). Cóż jednak z tego, jeśli wrażenie pozostaje inne.
Szum informacyjny, kakofonia newsów, wymyślonych i zmanipulowanych. Szczęśliwie pomocne w ich weryfikacji są programy, jak „Kulisy manipulacji” czy internetowe serwisy, takie jak „Żelazna logika” czy „Nagroda Złotego Goebellsa” (oba funkcjonują w serwisie Facebook). Internauci dość sprawnie obnażają tam kłamstwa i kłamstewka. Niestety, w zderzeniu z machiną propagandową wciąż mają małe szanse.
I choć poszczególne przykłady, jeśli analizować je pojedynczo, wydają się błahe, to biorąc pod uwagę ich liczbę i częstotliwość, widać doskonale, że mamy do czynienia z artylerią, która od lat truje masowego odbiorcę.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
#manipulacje #medialne manipulacje #manipulacja #media
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Wojciech Mucha