Leszek Balcerowicz najwyraźniej posłuchał wezwań Polaków i postanowił „odejść”. Ale nie na emeryturę, lecz na Ukrainę, gdzie stał się szefem doradców prezydenta Petro Poroszenki. Cóż, lepsze to niż nic (chyba że jest się Ukraińcem).
Wieść gminna niesie, że Balcerowicza na Ukrainę wysłała międzynarodowa finansjera, dla której ma być oczami i uszami. Żeby było śmieszniej (i straszniej), a zgodnie z zasadą, że „co dwie głowy to nie jedna”, b. minister finansów wziął sobie do pomocy Jerzego Millera, b. szefa owianej złą sławą komisji Millera. Ten duet ma ponoć być gwarancją tego, że za chwilę Ukraina nie będzie już spływała krwią i korupcją, lecz mlekiem i miodem. Rzeczywistość zweryfikuje te plany. Tymczasem nie jest najlepiej. Balcerowicz podczas konferencji prasowej w Kijowie rozmawiał z ukraińskimi dziennikarzami po rosyjsku, a po jej zakończeniu nie chciał odpowiadać na pytania polskiego korespondenta. Być może woli dyskusje z rosyjskojęzycznymi oligarchami, którzy już klaszczą w dłonie na pomysł prywatyzacji tego, czego jeszcze na Ukrainie nie udało się rozkraść.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Wojciech Mucha