Kryzys imigracyjny rozpatrywany jest w Polsce pod dominującym wpływem strachu. Jedni boją się, że jeśli nie przyjmiemy wyznaczonej nam kwoty imigrantów, narazimy się na gniew Niemiec i starej UE, która odmówi nam solidarności w obliczu zagrożenia rosyjskiego, cofnie sankcje nałożone na Moskwę, obetnie dotacje – ukarze nas. Inni boją się, że jak do Polski wjedzie 3 tys., 10 tys. czy 80 tys. imigrantów, to będziemy mieli terroryzm, getta pełne przestępczości w miastach i burdy w dzielnicach muzułmańskich, jak we Francji.
Żadnego z tych scenariuszy nie da się wykluczyć, ale też żaden z nich nie jest wysoce prawdopodobny i nie pod wpływem strachu powinniśmy podejmować ważne decyzje państwowe.
Timor est malus magister (Strach jest złym nauczycielem)
Elektorat „białej flagi” – czyli strachu, który w latach 2005–2007 każdy śmielszy gest rządu polskiego w obronie interesów Rzeczypospolitej na forum międzynarodowym uważał za awanturnictwo i wymachiwanie szabelką – dwukrotnie podczas ostatnich wyborów wyniósł do władzy PO, obiecującą mu dobre stosunki z Niemcami i z Rosją oraz święty spokój. Teraz ten sam elektorat strachu, postawiony w obliczu wyzwania imigracyjnego, pogrąży ją. Nie można promować kosmopolityzmu i wstydu w odniesieniu do swojej kultury i tradycji, jako „ciemnogrodzkiej” i „zaściankowej”, oraz hołubić tchórzy, którzy po cichu mówią „nawet jeśli w Smoleńsku było coś nie tak, to przecież wojny Rosji nie wypowiemy”, a potem żądać od nich, by mężnie otworzyli się na muzułmańskich imigrantów. Brutalne przerwanie grillowania i postawienie ich w sytuacji bez wyjścia – między „narażeniem się Niemcom” a „wpuszczeniem Arabów” – to więcej, niż ta grupa może znieść. Gościnne są narody silne i pewne siebie, ufające swemu państwu i jego służbom oraz potędze asymilacyjnej swojej kultury, one jednak prowadzą ambitną politykę zagraniczną i nie boją się walczyć o swoje. „Brzydka panna bez posagu”, pragnąca „płynąć w głównym nurcie polityki europejskiej” i „pokorne cielę, co dwie matki ssie” nie podejmą ryzyka przyjęcia imigrantów. Obywatele nie ufają państwu, którego minister spraw wewnętrznych stwierdził, że „istnieje ono tylko teoretycznie”, a jako zwierzchnik służb pozwolił się nagrać „kelnerom” i został zastąpiony przez kobietę, która ani razu nie pofatygowała się na Radę UE, gdzie zapadają decyzje m.in. w kwestiach imigracyjnych. Nie wierzą, że państwo to zadba o ich bezpieczeństwo. Czyż można o to mieć do nich pretensję? Nie, nie można, wszak ich ocena sytuacji jest racjonalna.
Summum Res Publicae suprema lex (Dobro Rzeczypospolitej najwyższym prawem)
Mamy kampanię wyborczą. Opisana sytuacja aż się prosi, by ją wykorzystać do celów partyjnych PiS‑u i rozegrać z łatwym do przewidzenia skutkiem – miażdżącą klęską PO. Interesy partyjne muszą jednak ustępować interesom Rzeczypospolitej. Państwo polskie nie może kierować się strachem, ani przed gniewem UE (Niemiec), ani przed imigrantami. Polsce potrzeba przywództwa, które powinno przyjąć na siebie odpowiedzialność za prowadzenie polityki państwowej w tej sytuacji. PO nie jest w stanie tego zrobić. Nie ma już do tego mandatu społecznego i do wyborów powinna powstrzymać się od przyjmowana wiążących Polskę zobowiązań. Zadania tego musi podjąć się nowy rząd, a aspirujący do władzy PiS musi już dziś powiedzieć obywatelom, co zamierza. Nie dla swego sukcesu, o ten będzie na owym polu trudno, ale dla dobra Rzeczypospolitej. Względy PR-owskie i wyborcze nakazywałyby milczeć i czekać, aż PO załamie się pod tym ciężarem, ale Polska czekać nie może. Nie może się dalej miotać między strachem przed Niemcami a strachem przed islamistami oraz między naiwnością pensjonarek, gotowych przyjąć wszystkich w imię „wspólnej europejskiej odpowiedzialności”, a twardym „nie” dla kogokolwiek.
Musimy przedstawić i naszym współobywatelom, i naszym partnerom z UE kilka zasad fundamentalnych, od których nie odstąpimy i ostrzec, że próba zmuszenia nas do czegokolwiek siłą skończy się ciężkim konfliktem, na którym wszyscy stracą i którego należy uniknąć.
Neminem captivabimus
Neminem captivabimus nisi iure victum („Nie będziemy nikogo więzić, kogo prawem nie przekonamy” – tzn. bez wyroku sądowego) – to prawo z 1430 r., przyjęte jeszcze za Jagiełły. Nie pozwolimy się cofnąć do średniowiecza. W 1791 r. w konstytucji zapisano „iż każdy człowiek do Państw Rzeczypospolitey nowo z któreykolwiek strony przybyły […], iak tylko stanie nogą na ziemi Polskiey wolnym jest”. Nie możemy pozwolić, aby kraj nasz stał się miejscem zesłania dla ludzi, którzy w nim mieszkać nie chcą, a którzy mieliby tu być przymusowo osiedlani na mocy decyzji jakichś urzędników z Brukseli czy z Berlina. Polska może przyjąć i gościć tylko ludzi wolnych – tylko tych, którzy chcą mieszkać właśnie w Polsce i tak długo, jak długo chcą w niej mieszkać. Nie przyjmiemy żadnych reguł, które nakładałyby na państwo polskie kary w wypadku wyjazdu tych ludzi do innych państw UE. Odmówimy prawa ich przymusowej readmisji z powrotem do Polski na nasz koszt. Nie będziemy niczyją Syberią. Nikogo tu w zbrojnych konwojach pod strażą w jakichkolwiek kibitkach przywozić nie pozwolimy i przemocą w obozach trzymać nie będziemy.
Primum non nocere (Po pierwsze nie szkodzić)
O tym, kto zostanie przyjęty na terytorium RP, decydować będzie ostatecznie państwo polskie i jego służby, w myśl reguł i kryteriów przez nie same ustalonych. Podstawą decyzji będzie zaś bezpieczeństwo obywateli Rzeczypospolitej. Instytucje unijne utraciły w tym zakresie nasze zaufanie, łamiąc własne reguły, które choć dla nas niekorzystne, w imię solidarności europejskiej w poprzednich latach przyjęliśmy i z dużym nakładem kosztów finansowych, społecznych i politycznych wdrożyliśmy.
Ut honoremur ab aliis, ipsi nos honoremus (Szanujmy się, a będziemy szanowani)
Niech nas nie szantażują solidarnością europejską, której rzekomo doświadczamy. Nord Stream 1 i 2, włoska optyka dla rosyjskich czołgów, transfer technologii i know-how Bundeswehry dla rosyjskiej armii (Mulino), format normandzki, odmówienie nam statusu stałego obserwatora na szczytach Eurogrupy, odmowa baz na wschodniej flance NATO – to też solidarność europejska? Musieliśmy wprowadzić odpłatne wizy dla Ukraińców i Białorusinów, choć mieliśmy już z nimi w latach 90. ruch bezwizowy, a do 2007 r. dla Ukraińców wizy były bezpłatne. Utrudniło to nam współdziałanie z naszymi sąsiadami, odepchnęło ich od Europy, do której wprowadzenie ich jest naszym strategicznym interesem, i uderzyło w źródła utrzymania licznych rodzin polskich żyjących z handlu bazarowego i transgranicznego na ścianie wschodniej i np. pod Łodzią (Tuszyn, Rzgów). Nie wolno nam było rozszerzyć strefy małego ruchu granicznego z Ukrainą tak, by objąć nim Lwów – miasto ważne dla historii i kultury polskiej. W latach 1997–1999 nakłaniano nas do budowy twardej granicy ze Słowacją, wówczas niezaproszoną jeszcze do UE. Wszystko to dlatego, że UE bała się nielegalnych imigrantów. Teraz te wszystkie rzeczy, które nie pozwalały nam otwierać się na sąsiadów, są nieważne, bo priorytety Francji, Włoch i Niemiec się zmieniły. Doprawdy, gdy Fico mówi, że mają nas za głupków, ma rację. Nie złamiemy solidarności z Czechami, Rumunami, Słowakami i Węgrami.
Finis coronat opus (Koniec wieńczy dzieło)
Polska może zużywać swoje zasoby tylko na rzecz projektu o jasnym celu politycznym. Odmawiamy uczestniczenia w przedsięwzięciu, którego rezultat nie tylko nie jest określony i zaplanowany, ale nawet nie jest dyskutowany. Dyskusje o przyjęciu imigrantów trzeba uczynić częścią dyskusji nad sposobem zahamowania nacisku imigracyjnego na UE. Inaczej to nie ma sensu i nie ma powodu, by Polska marnotrawiła swoje skromne środki na leczenie gorączki zamiast choroby. Czy przyjęcie imigrantów tej jesieni będzie na zasadzie precedensu argumentem na rzecz kontynuacji tego procederu? Czy wiosną znów ktoś przydzieli nam nowe kwoty więźniów do osadzenia w Polsce? Latem następne itd.? Jakie jest finalité politique projektu, który usiłuje się nam narzucić? Niemiecka i unijna klasa polityczna miota się od rzucania gromów na Węgry za zamykanie granic po zamykanie własnych granic kilka dni później. Nie możemy miotać się razem z nią. Jeśli mamy zużywać nasze zasoby, musimy wiedzieć, co chcemy osiągnąć. Jaki jest europejski plan zatrzymania fali uchodźców?
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Przemysław Żurawski vel Grajewski