I stało się!
W radosne święto 15 sierpnia wróciła Polska. Nasze były ulice, nasze niebo, a momentami nawet wydawało się, że nasza jest telewizja. Wszechwładna do tej pory władza zniknęła. Bezradna premier trzydziestoparomilionowego kraju, ubrana jak na piknik, miotała się po ulicy, z trudem rozróżniając żołnierzy od publiczności. Gdyby nie te gafy, nikt nie zauważyłby jej obecności lub jej braku. Wicepremierzy Tomasz Siemoniak i Janusz Piechociński zachowywali się tak, jakby do końca życia chcieli nieść baldachim nad Andrzejem Dudą.
Można było ustawić wartę honorową w intencji ofiar smoleńskich
wewnątrz pałacowego dziedzińca, odsłaniać pomniki bohaterów i śledzić widowiska przygotowane przez rekonstruktorów. Znikły gdzieś rowy, podziały dzielące rzekomo „ten kraj”.
Specjalistom od psychologii pozostawiam wytłumaczenie, dlaczego przystępujący do komunii św. prezydent Duda jest naturalny, a jego poprzednik w tej samej roli – sztuczny jak orzeł z czekolady czy jak gen. Marek Dukaczewski mówiący tego dnia w TVN o patriotyzmie i stosunkach z Rosją. Czy nie byłoby bardziej elegancko (w trosce o zachowanie parytetów) przeprowadzić wywiad z ministrem Siergiejem Ławrowem albo choćby rosyjskim ambasadorem... Przed wojną do koncelebry świąt państwowych nie zapraszano Juliana Marchlewskiego.
„Cud Dudy” pokazuje nam też
prostą prawdę o naszym narodzie, spragnionym autorytetu, przywództwa, a jednocześnie wspólnoty.
Nie sposób nie przypomnieć sobie w tym dniu pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do ojczyzny w 1979 r. Wtedy też, kilka dni czerwcowych, żyliśmy zjednoczeni, wolni, w wolnym kraju, w którym tu i ówdzie pętali się jacyś człekokształtni faceci w garniturach.
Oczywiście radość z odzyskanej przestrzeni publicznej nie powinna przysłaniać faktu, że ta druga część Polski bynajmniej się nie rozpłynęła i jeszcze nie skapitulowała. Przyczaiła się tylko. Następstwem tamtej pielgrzymki była Solidarność, do której wstąpiło aż 10 mln Polaków (aż czy może tylko?), ale również stan wojenny.
Oczywiście sytuacja (również międzynarodowa) jest nieporównywalna i trudno nie zgodzić się z Janem Marią Rokitą, który twierdzi, że tylko bomba atomowa mogłaby przeszkodzić Zjednoczonej Prawicy zwyciężyć jesienią.
Bomba albo my sami, zajęci dzieleniem skóry na niedźwiedziu, który jedynie osłabł i nie zamierza pomagać w tym podziale.
Źródło: Gazeta Polska
Marcin Wolski