We wczorajszym wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” Bronisław Komorowski szukał winnych tego, że Polska od dłuższego czasu nie jest zapraszana do rozmów ws. Ukrainy. Rzeczywiście jest to dziwne, gdyż Ukraina to nasz najbliższy sąsiad – łączy nas kawał wspólnej historii, a Rosja stanowi nasze wspólne zagrożenie. Jednak zdaniem prezydenta ukraiński punkt widzenia na sprawę polskiego uczestnictwa we wszelkich negocjacjach dotyczących rosyjskiej agresji na naszego sąsiada „ewoluuje”. Dodał także, że po czerwcowym spotkaniu europejskich liderów w Normandii, dotyczącym konfliktu na terytorium naszego sąsiada, „odpowiedzialność za sytuację na Ukrainie postanowiły przejąć inne państw
a”. Pięknie powiedziane. Komorowski wali w rząd ówczesnego premiera Donalda Tuska aż miło. Przecież jeśli inne państwa „przejęły odpowiedzialność”, to znaczy, że rząd III RP co najmniej dopuścił do tego, że mogły tak zrobić. Jak zawsze zresztą nikogo o tym nie informując. W mojej opinii jednak sprawa postawy członków rządu w Kijowie wobec Polski „ewoluuje” od zimy 2014 r., gdy ówczesny minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski zagroził im (wówczas byli jeszcze opozycjonistami) śmiercią, jeśli nie podpiszą porozumienia z Janukowyczem. Zapewne Ukraińcy wolą mniej „śmiercionośnych” negocjatorów.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Igor Szczęsnowicz