Armia ukraińska w chwili rosyjskiej inwazji na Krym mogła wystawić do akcji bojowej ok. 6 tys. żołnierzy. Siły Zbrojne RP liczą ok. 100 tys. żołnierzy, z tego ok. 46 tys. w wojskach lądowych. Nie znaczy to, że tylu stanęłoby „w linii”. Komponent bojowy to ponad 20 tys. żołnierzy, spośród których w trybie alarmowym mogłaby być użyta liczba mniej więcej odpowiadająca wspomnianym siłom ukraińskim, choć jakość jednostek polskich byłaby lepsza. Marynarka Wojenna – najdroższa z sił zbrojnych – jest w żałosnym stanie. W wojnie obronnej Polski nie miałaby istotnego znaczenia.
Bitwy morskie od 1941 r. wygrywa lotnictwo, a dziś także systemy rakietowe, i to winno określić kierunki inwestycji. Okręty podwodne czające się w „głębinach” Bałtyku i „odstraszające” Rosję arsenałem pocisków konwencjonalnych to żart, a czas na żarty się skończył. Odbudowa zdolności Wojska Polskiego do stoczenia wojny obronnej z Rosją jest palącym nakazem chwili. I jest możliwa. Celem wszak nie jest zdobycie Moskwy, lecz niedopuszczenie do zdobycia Warszawy.
Natura wyzwania
Wiemy, kto jest potencjalnym agresorem i jaką armią dysponuje. Znamy charakter ilościowy i jakościowy armii rosyjskiej i „kulturę strategiczną” tego kraju. Znamy zdolność Kremla do lekceważenia strat we własnych szeregach. Wytrzymałość społeczeństwa rosyjskiego w tym zakresie jest natomiast nieznana, choć jest większa od odporności społeczeństw zachodnich.
Skala zagrożenia rosyjskiego jest zmienna w czasie oraz co do swojej natury. Zależy od czterech czynników:
- Etapu rosyjskiej ekspansji – tzn. od tego, czy będzie to operacja przeciw Ukrainie, przeciw Ukrainie i Mołdawii, przeciw państwom bałtyckim, przeciw tymże państwom z dywersyjnym uderzeniem na Polskę, czy też będzie to wojna pełnoskalowa przeciw Polsce w warunkach rozpadu NATO lub rzeczywistej, względnie jedynie wyobrażonej przez decydentów na Kremlu, militarnej impotencji USA w Europie Środkowej, przetestowanej uprzednio w operacji przeciw wybranym lub wszystkim państwom bałtyckim.
- Twardości oporu narodów dotkniętych ekspansjonizmem rosyjskim przed jego starciem z Polską – tzn. skali zużycia sił rosyjskich w wojnie na Ukrainie i ewentualnie w Mołdawii oraz skalą oporu Bałtów, gdyby ci zostali zaatakowani.
- Skali ugrzęźnięcia sił amerykańskich w ewentualnych wojnach w innych regionach świata.
- Skali ustępliwości Niemiec i Francji.
Wojna ze wsparciem NATO/USA czy samotna?
Wiarygodność sojuszy to temat na osobny artykuł. Uważam, że USA, gdy będzie trzeba, wypełnią swoje zobowiązania sojusznicze wobec Polski, ale: 1) Niemcy i Włochy nie dopuszczą do przeniesienia baz amerykańskich ze swoich krajów do Polski, a Francja wesprze ich w tym oporze. 2) Na przyjście nam z pomocą alianci muszą mieć czas. Czas ten musi im dać Wojsko Polskie, broniąc się dostatecznie długo, by mogli się zmobilizować i przybyć z odsieczą. Do wojny o Kuwejt Amerykanie mobilizowali się pół roku (2 sierpnia 1990 r. – 17 stycznia 1991 r.), do operacji lotniczej w Afganistanie miesiąc oraz dwa miesiące do akcji lądowej (11 września i odpowiednio 7 października i 9 listopada 2001 r.). Nadzieja, że do wojny z Rosją ruszą po tygodniu lub dwóch, jest nieporozumieniem. George Friedman ze Stratforu wskazuje, że Polska powinna móc bronić się sama co najmniej trzy miesiące. W praktyce oznacza to, że musimy posiąść zdolność do samodzielnego złamania impetu rosyjskiej agresji, a na pomoc możemy liczyć dopiero w sytuacji, gdy konflikt nabierze charakteru wojny na wyczerpanie. Wojna koalicyjna jest scenariuszem mało prawdopodobnym – Rosja nie jest szalona i nie uderzy na zwarte NATO. Można jednak sobie wyobrazić możliwe scenariusze rosyjskiego ataku na Polskę.
Modele agresji
Rzeczpospolita może stanąć w obliczu rosyjskiego szantażu militarnego i ulec mu – stając się na powrót państwem satelickim Rosji lub podjąć walkę w kilku wyobrażalnych scenariuszach. Każdy z nich zawiera w sobie odmienny model agresji. Polska jest częścią globalnego systemu bezpieczeństwa gwarantowanego przez Stany Zjednoczone. Wciągnięcie USA do wojny w innym regionie świata mogłoby sparaliżować amerykańską zdolność do wypełnienia zobowiązań wobec środkowoeuropejskich członków NATO. Taki scenariusz jest możliwy w razie eskalacji wojen w Syrii i Iraku do poziomu wielkiej wojny bliskowschodniej – starcia sunnitów (Państwo Islamskie [daw. ISIL] popierane przez sunnickie monarchie Zatoki Perskiej) z szyitami (południowy Irak, Iran, Hezbollah itd.) z możliwym zaangażowaniem Turcji (problem Kurdów) i Izraela, względnie wskutek odnowienia się wojny koreańskiej lub starcia z udziałem Chin (Tajwan, Wietnam, Filipiny – spór o wyspy na Morzu Wschodniochińskim). Wybuch wojny w jednym z wymienionych miejsc i wciągnięcie do niej USA zwiększałby prawdopodobieństwo wybuchu następnych konfliktów. USA w tej sytuacji mogłyby nie dać rady wydzielić sił dostatecznych do skutecznej obrony Polski. Istnieją jednak i inne warianty zagrożeń, np. inspirowana z Kremla rebelia wszczęta przez „zielone ludziki” w imieniu estońskich i łotewskich Rosjan, a nawet litewskich Polaków. Samych zainteresowanych wszak nikt o zdanie nie spyta. Igor Girkin (Striełkow) był już autochtonem Naddniestrza, potem Krymu, ostatnio zaś Donbasu. Tacy jak on mogą pojawić w Narwi, Tallinie, Rydze, Kłajpedzie czy na Wileńszczyźnie jako „zbuntowani” mieszkańcy tych terenów.
Cały tekst ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie"
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Przemysław Żurawski vel Grajewski