W dniach pobytu Obamy w Polsce bardzo wielu ludzi zauważyło nagle, że mamy w Polsce prezydenta, który zachowuje się jak prawdziwy. Jak orzeł z poprzedniego roku, który jednak był z prawdziwej czekolady, a nie substancji czekoladopodobnej. Przed Zamkiem czytał pięknie, nie mącąc snu zgromadzonym przywódcom Europy, których poderwał dopiero Obama, mówiąc z głowy. Oprócz przywódców kontynentu zjawiła się tam w komplecie III RP i trudno się dziwić, że na ich widok prezes Kaczyński dostał ciężkiej alergii.
Tym pewniej mógł czuć się nasz Gajowy.
Wielu zastanawiało się, czy był to ten sam człowiek, który parę dni wcześniej łkał na pogrzebie ruskiego dyktatora w polskim mundurze. Niektórzy tak jak ja doszli do wniosku, że jest ich po prostu dwóch – Sław i Bron. Połączeni jedną małżonką.
Ten pierwszy to współpracownik Macierewicza w KOR, drugi – protektor WSI. Jeden jest przyjacielem Obamy. drugi wręcz przeciwnie. Inna sprawa, że widoczni są głównie doradcy tego drugiego.
W ogóle trwa w w mainstreamowych mediach festiwal postaci, które przynajmniej z okazji 4 czerwca powinny zejść nam z oczu. Ale nie schodzą.
Telewizje nie dopuszczą.
Swoją drogą, pytanie o refleksje z okazji 4 czerwca osobników w rodzaju Józefa Oleksego czy Longina Pastusiaka zakrawa na ignorancję graniczącą z okrucieństwem. Był to dzień klęski ich formacji – Oleksy wszedł do sejmu kontraktowego dopiero po dogrywce, a Pastusiak w 1991 r. Ale teatrzyk absurdu trwa. Ci, którzy nie załapali się na autorytety moralne, występują jako eksperci. Powiem szczerze –
osłupiałem, kiedy jako specjalista w sprawie zabezpieczenia antyterrorystycznego wizyty Obamy wystąpił eks-szef BOR, gen. Janicki. Przecież facet, który za jednym zamachem stracił 96 osób będących pod jego ochroną, powinien być pokazywany w cyrku (podczas przepustek z mamra).
Z drugiej strony, we wspomnianych telewizjach panuje pewien bezwład – nie odbyła się uroczysta wymiana kalendarzyków z telefonami – i jak dawniej brylują w nich Palikot, Kurski czy Michał Kamiński, mimo że społeczeństwo wyraziło za pomocą kartek wyborczych, co o nich myśli. A Korwina jak na lekarstwo. Na plac Zamkowy też go nie wpuścili, a mógłby tam nieźle zadymić.
Zresztą po odlocie Obamy Sław gdzieś zniknął, a Bron rzucił się dekorować czołowe hieny, skunksy i lisy ze swojej stajni. Równocześnie Łódź postanowiła się pozbyć Kaczyńskiego razem ze skwerem.
Czyli jak mawiano w PRL – wraca Nowe!
Źródło: Gazeta Polska
Marcin Wolski