10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

Rosyjskie wpływy

Gdy niedługo przed wyborami parlamentarnymi powstała komisja ds. badania rosyjskich wpływów, opozycja całą inicjatywę ochrzciła mianem „Lex Tusk”, pracę grona ekspertów uznała za jedno wielkie polowanie na swego najważniejszego lidera i wykorzystała całą sprawę do mobilizacji swojego elektoratu.

Gdy w sejmie zmieniła się większość, odwołano członków komisji. Sławomir Cenckiewicz, pytany o to wówczas przez jeszcze nieodzyskaną przez III RP Polską Agencję Prasową, mówił: „Chciałbym, żeby komisja ds. rosyjskich wpływów trwała nawet w innym składzie. Jej kompetencje i zadania są ważne z punktu widzenia interesów państwa polskiego i naszego bezpieczeństwa”. Cóż, komisja trwa faktycznie, ale czy ktokolwiek, może poza opłacanymi z naszych pieniędzy ekspertami, jest zadowolony, skoro premierowi Tuskowi też się efekty nie podobają i ponoć chce znów przemeblować skład tego karykaturalnego dziś ciała. Karykaturalnego nie tylko ze względu na swój skład (nasi czytelnicy znają na pewno wątpliwości, dotyczące związków Jarosława Stróżyka z WSI i z infiltrowanym przez Rosjan i Białorusinów Uniwersytetem w Siedlcach), lecz i efekty działalności. Ostatnio najgłośniej jest o "członkini" komisji, dr Katarzynie Bąkowicz, która w telewizyjnej debacie pochwaliła wyrzucanie ludzi z pracy za sianie dezinformacji. Za coś, co sama niedawno robiła, pomagając w rozprowadzaniu fake newsa o rzekomym hajlowaniu przez Karola Nawrockiego. Komisja ma też swoich ekspertów, z których każdy jest osobą mniej lub bardziej, na ogół bardziej, skompromitowaną i wyśmiewaną w polskim internecie – jak Anna Mierzyńska, Klementyna Suchanow czy Tomasz Piątek. Przygotowany przez nią raport atakuje wszystkich, którzy przez ostatnie lata narazili się Rosji, a przy okazji „jej człowiekowi w Warszawie”, jak rosyjska prawa określała w swoim czasie premiera Tuska – od polityków PiS i premiera Morawieckiego, aż do białoruskich opozycjonistów, a nawet związanego, również towarzysko, z Platformą użytkownika Twittera znanego jako Exen, organizującego pomoc dla Ukrainy, lecz – co niewybaczalne – wcześniej niż zmieniający zdanie po wyborach politycy PO ostrzegającego przed atakami nielegalnych migrantów. Według raportu, elementem rosyjskiej dezinformacji jest wszystko, co nie wpisuje się w obecną propagandę władz, a także, nawet jeśli jest w tym sprzeczność, we wcześniejszą propagandę opozycji. Co więcej część dokumentu jest plagiatem wcześniejszych prac eksperta poprzedniego składu komisji bez podania źródła. Ujawnienie tej informacji nie spotkało się z żadną reakcją. Prace obecnej komisji i jej raport pokazują, że  agenta wpływu zrobić można z każdego i temu zapewne działania Stróżyka i jego zespołu służą. Przy okazji ośmieszają na amen jakiekolwiek szukanie rosyjskich wpływów i demaskowanie postsowieckiej dezinformacji. I zapewne o to właśnie w tym wszystkim chodzi.

 



Źródło: niezalezna.pl

Krzysztof Karnkowski