Zamach antydemokratyczny. Ryszard Kalisz i postkomunistyczna hydra » CZYTAJ TERAZ »

Kredyt, czyli pułapka?

Aspiracje życiowe Polaków w III Rzeczypospolitej w dużej mierze finansowane są za pośrednictwem pieniędzy uzyskiwanych dzięki indywidualnym kredytom.

Aspiracje życiowe Polaków w III Rzeczypospolitej w dużej mierze finansowane są za pośrednictwem pieniędzy uzyskiwanych dzięki indywidualnym kredytom. Zakup mieszkania czy droższego samochodu nierzadko możliwy jest dzięki tej formie mniej lub bardziej kosztownego pozyskiwania środków finansowych.

Choć to dość powszechnie stosowana praktyka, budzi coraz większe kontrowersje, także za sprawą rosnącego niezadowolenia klientów banków z kredytów zaciągniętych we frankach szwajcarskich.
W latach 2006–2008 w Polsce na tego rodzaju pożyczkę zdecydowało się ok. 700 tys. rodzin. Kusiło korzystne oprocentowanie, wynikające ze stabilnego i niskiego kursu tej waluty. Jednak kilka lat temu zaczęły się problemy. W 2011 r. kredyt zaciągnięty we frankach szwajcarskich kosztował klientów banków ok. 60 proc. więcej niż w 2009 r. Globalny kryzys gospodarczy i w tej materii zaczął ściągać ludzi w dół. Bo problem dotyczy nie tylko Polski, ale też wielu społeczeństw Europy. W poszczególnych krajach szybko pojawiły się ruchy sprzeciwu konsumenckiego. W Chorwacji i Hiszpanii tamtejsze sądy uznały, że osoby, które wzięły pożyczkę w szwajcarskiej walucie, mogą ją spłacać po kursie z dnia, w którym została zaciągnięta.

Ruch sprzeciwu

Trzeba zwrócić uwagę na dość istotną kwestię. Kredyt to nie prezent od banku, ale jedna z form zarobkowania przez instytucje finansowe. Owszem, stymuluje konsumpcję i pozwala na racjonalne i rozłożone w czasie pozyskiwanie na własność dóbr takich jak mieszkanie. Równocześnie zawsze zawiera wiele elementów związanych z poważnym ryzykiem. Część z nich dotyczy choćby sytuacji na rynku pracy, dobrej lub złej koniunktury gospodarstw domowych, a także wypadków losowych, które mogą utrudnić lub uniemożliwić spłacenie podjętego zobowiązania finansowego, bo tym de facto jest kredyt. Z drugiej strony w grę wchodzą czynniki rynkowe, mikro- i makrogospodarcze, co ewidentnie widać na przykładzie perypetii franka szwajcarskiego. Tu uwidacznia się element swoistej spekulacji. Zaciągający kredyt liczyli na stabilny kurs tej waluty, ale przecież nikt nie dawał stuprocentowych gwarancji, że sytuacja nie ulegnie zmianie.

Właśnie ten ostatni element stał się sporny między bankami a ich klientami. Sądy w Chorwacji i Hiszpanii, podejmując swoje postanowienia, uznały, że osoby zaciągające ten rodzaj kredytu nie były wystarczająco informowane o ryzyku walutowym. Mowa o skokowej zmianie. Z kolei premier Viktor Orbán ogłosił państwowy program, z którego środki przeznaczone są na pomoc dla obywateli Węgier w spłacaniu rat kredytu hipotecznego zaciągniętego we frankach szwajcarskich. Wiąże się to także ze skalą problemu. Na Węgrzech co trzeci tego typu kredyt jest niespłacany. W Polsce tylko 3 proc. takich pożyczek.

Kredytowy stryczek

Notabene, w rodzimym kodeksie cywilnym widnieje zapis, który mówi: „W razie istotnej zmiany siły nabywczej pieniądza po powstaniu zobowiązania sąd może po rozważeniu interesów stron, zgodnie z zasadami współżycia społecznego, zmienić wysokość lub sposób spełnienia świadczenia pieniężnego, chociażby były ustalone w orzeczeniu lub umowie”. To jeden z argumentów, do którego odwołują się Polacy, którzy uważają, że niezgodnie z pierwotnie zawartą umową przepłacają dziś za kredyty zaciągnięte we frankach szwajcarskich. Bo ruch sprzeciwu konsumenckiego związanego z tego typu pożyczkami dotarł także do nas.

W styczniu 2014 r. w Krakowie ruszył proces o unieważnienie umowy kredytowej, wytoczony Raiffeisen Bankowi przez jednego z klientów, Tomasza Sadlika. Wzrost kursu franka szwajcarskiego spowodował, że zobowiązania mężczyzny wobec banku w przeliczeniu na złotówki wzrosły z 600 tys. zł do blisko miliona złotych. Miesięczna rata wzrosła z 2,8 tys. do 5,5 tys. zł. W rozmowach z mediami Sadlik stwierdza mocno: „Mój kredyt nigdy nie miał być uczciwą pożyczką, a jedynie lichwą”. Co istotne, bank odpowiada, że zawsze informuje swoich klientów o ryzyku związanym z podejmowaniem tego typu umów. Istnieje jeszcze jeden, bardzo istotny w polskich warunkach element, na który dobrych kilka miesięcy temu zwracał uwagę europoseł PiS‑u Ryszard Czarnecki: „Sytuacja naszych kredytobiorców jest gorsza pod względem formalnoprawnym niż w innych krajach, bo tam nie ma bankowego tytułu egzekucyjnego, który może umożliwić bankom zabranie mieszkania”. I rzeczywiście, Sadlikowi grozi dziś utrata mieszkania i biura, w którym prowadzi własną kancelarię.

Część niezadowolonych klientów banków zdecydowała się jednak na inną niż indywidualna strategię postępowania, czyli pozew zbiorowy. W styczniu tego roku jedna z warszawskich kancelarii prawnych ogłosiła, że takim pozwem przeciw Bankowi Millennium zainteresowanych jest ok. 500 osób. Do pozwu można się dołączyć do 21 marca 2014 r. Kancelaria prawna przekonuje, że w obecnej sytuacji koszty związane ze zmianą kursu walutowego ponosi tylko klient banku. Zdaniem jej przedstawicieli instytucje finansowe powinny wziąć na siebie współodpowiedzialność za obciążenia wynikające z radykalnego podwyższenia oprocentowania związanego z sytuacją na rynkach. Jednak w sądzie istotniejsze będą zapewne kwestie prawne. Okazuje się, że w 2010 r. na listę klauzul niedozwolonych Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów trafił zapis z umów kredytowych Banku Millennium o sposobie przeliczania kredytu zaciągniętego w walutach obcych (w tym we frankach szwajcarskich) na złotówki. Jeśli te nielegalne zapisy zostaną usunięte z umów indywidualnych, całkowity koszt poszczególnych kredytów może się zmniejszyć nawet o kilkadziesiąt procent.

Cały tekst w weekendowej "Gazecie Polskiej Codziennie"

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Krzysztof Wołodźko