Ten zamach mógł ostatecznie rozwiązać „problem” demokratów z Trumpem, ale wywołał efekt odwrotny – szeroko otworzył mu drogę do zwycięstwa w jesiennych wyborach. Jeżeli znów zasiądzie w Białym Domu, wzmocni szczególne relacje z Polską. Da wsparcie prezydentowi Andrzejowi Dudzie oraz Prawu i Sprawiedliwości, partii, której program bardzo przypomina kluczowe elementy strategii republikanów. Zakończy też rządy Berlina w Europie Środkowej i zmarginalizuje proniemieckiego Tuska. To przyspieszy upadek koalicji 13 grudnia - pisze Piotr Grochmalski w "Gazecie Polskiej".
O wszystkim zadecydowało kilkanaście sekund 13 lipca 2024 roku. Tego dnia po godzinie 18:11 20-letni Thomas Matthew Crooks oddał serię strzałów.
Wcześniej miał dużo czasu, aby przyjąć optymalną pozycję strzelecką na dachu oddalonym zaledwie 130 metrów od sylwetki 45. prezydenta USA.
Chłopak już godzinę wcześniej wzbudził podejrzenie swoim zachowaniem, przemieszczając się w pobliże spotkania wyborczego na terenie Butler Farm Show w Pensylwanii. Snajper z lokalnej grupy taktycznej wykonał jego zdjęcie, kiedy dokonywał pomiaru odległości do trybuny, i zgłosił ten fakt stanowisku dowodzenia. Ale Crooks zniknął w tłumie.
Już kilka dni wcześniej miał tu ponoć zrobić rekonesans, tuż po tym, jak 5 lipca oficjalnie ogłoszono, że to właśnie w tym miejscu Trump spotka się z wyborcami. Został ponownie zauważony 20 minut przed zamachem.
Na dach wszedł nieuzbrojony policjant. Gdy Crooks wymierzył w niego broń, lokalny funkcjonariusz padł na ziemię. Chłopak mierzył spokojnie. Jeden z oddanych przez niego strzałów byłby najprawdopodobniej śmiertelny dla Trumpa. Dramatycznie zmieniłby bieg historii świata. Jeden niespodziewany ruch głowy ofiary spowodował, że kula, która zmasakrowałaby jego mózg, trafiła go jedynie w prawe ucho.
Inne pociski zabiły 50-letniego strażaka Coreya Comperatorego, który ciałem zasłonił swoją rodzinę, i ciężko raniły dwóch innych uczestników wiecu.
Pięć dni później, podczas ostatniego dnia konwencji republikanów w Milwaukee, Trump wrócił do tego momentu. Opisał go dokładnie:
„Był ciepły, piękny dzień. (...) Muzyka grała głośno, a kampania szła dobrze. Wszedłem na scenę, a tłum wiwatował. (...) Zacząłem mówić bardzo radośnie, ponieważ omawiałem wielką pracę, jaką moja administracja wykonała w sprawie nielegalnej imigracji na południowej granicy. Za mną znajdował się duży ekran, na którym wyświetlano mapę przejść granicznych. Liczby były niesamowite. Aby zobaczyć mapę, zacząłem lekko skręcać głowę w prawo, (…) gdy usłyszałem głośny świst i poczułem, że coś mnie uderzyło, naprawdę mocno, w prawe ucho. Powiedziałem sobie: Wow, co to było (…), to może być tylko kula – i przyłożyłem prawą rękę do ucha, opuściłem ją, a moja dłoń była cała we krwi. Od razu wiedziałem, że sytuacja jest bardzo poważna, że jesteśmy atakowani i jednym ruchem upadłem na ziemię. (…) Zadziwiające jest to, że gdybym przed strzałem nie poruszył głową w ostatniej chwili, kula zabójcy trafiłaby idealnie w cel i nie byłoby mnie dziś z wami. (…) Nie powinno mnie tu być dziś wieczorem. Stoję przed wami na tej arenie jedynie dzięki łasce Boga wszechmogącego. Wiele osób twierdzi, że był to moment opatrznościowy. Kiedy wstałem, otoczony przez Secret Service, tłum był zdezorientowany, ponieważ myśleli, że nie żyję, a na ich twarzach pojawił się wielki smutek, dopóki nie podniosłem prawej ręki, nie spojrzałem na tysiące ludzi, którzy czekali bez tchu, i zacząłem krzyczeć: Walcz, walcz, walcz!”.
Ten moment utrwaliła fotografia, która obiegła świat i natychmiast stała się wyjątkową ikoną – zakrwawiony Trump z zaciśniętą pięścią stoi na tle amerykańskiej flagi.
Zdjęcie Evana Vucciego z Associated Press ma dla Amerykanów szczególną moc. Odwołuje się bowiem do jednego z najważniejszych zdjęć amerykańskiej historii, symbolizujących amerykańską wiktorię. 23 lutego 1945 roku Joe Rosenthal zarejestrował moment, gdy grupa żołnierzy zatknęła amerykańską flagę na Iwo Jimie, pierwszej japońskiej wyspie zdobytej po dramatycznych walkach.
Ta uwieczniona chwila posłużyła Felixowi de Weldonowi do stworzenia gigantycznej rzeźby, która stanęła na cmentarzu Narodowym w Arlington, gdzie spoczywają ciała ponad 400 tys. żołnierzy. Zadanie zlecił mu Kongres USA. Pomnik został poświęcony wszystkim marines, którzy od 1775 roku, a więc od początku istnienia państwa, oddali życie w obronie USA. Nie ma mocniejszego symbolu militarnej amerykańskiej chwały, woli zwycięstwa i determinacji w walce.
To zdjęcie Trumpa włącza go mocno w tę narrację, a przez to głęboko trafia do serc jego rodaków, otwierając mu szeroko drogę do Białego Domu, bo dokumentuje, że w chwili śmiertelnego zagrożenia okazał odwagę i determinację. Pokazał, że może poprowadzić Amerykanów do narodowego odrodzenia. Dostał drugie życie.
Ta chwila, gdy kula, zamiast go zabić, dała mu ogromną szansę na wyborcze zwycięstwo, z pewnością przełoży się na potężną determinację w realizacji jego misji. Może zbudować w nim głębokie przekonanie, że przeżył, aby dokonać rzeczy wielkich jako lider Ameryki i Zachodu.
President Trump just finished speaking at the RNC for almost 2 hours…5 days after an attempted Assassination.
— Liz Churchill (@liz_churchill10) July 19, 2024
Joe Biden went to bed 4 hrs ago.#MAGA 🇺🇸 pic.twitter.com/GjeWJFS6Pt
Były doradca Donalda Trumpa ds. bezpieczeństwa Robert C. O’Brien w obszernym artykule opublikowanym w „Foreign Affairs” 18 czerwca 2024 roku pokazuje, że jego pierwsza prezydentura opierała się na przekonaniu, iż pokój może dać światu jedynie silna Ameryka, która nie obawia się tej siły manifestować. Według O’Briena to czyniło z Trumpa skutecznego polityka, który wprost odwoływał się do tradycji najwybitniejszych amerykańskich mężów stanu, którzy nie obawiali się sięgać po argument siły.
Jak zauważył Robert C. O’Brien:
Dobrze to rozumiał prezydent USA George Washington. "Jeśli pragniemy zapewnić pokój, jeden z najpotężniejszych instrumentów naszego rosnącego dobrobytu, musimy wiedzieć, że jesteśmy w każdej chwili gotowi na wojnę” – powiedział Kongresowi w 1793 roku. Idea ta została powtórzona w słynnym przemówieniu prezydenta Theodore’a Roosevelta, w powiedzeniu: „Mów cicho i noś duży kij”. Taka też postawa zdecydowanej gotowości użycia siły przez Ronalda Reagana radykalnie zmieniła sytuację USA i otworzyła drogę do pokonania Związku Sowieckiego – obiecał osiągnąć »pokój siłą« i dotrzymał słowa.
Jak zaznacza O’Brien:
„W 2017 roku prezydent Donald Trump przywrócił ten etos w Białym Domu po epoce Obamy, kiedy Stany Zjednoczone miały prezydenta, który uznał za konieczne przeprosiny za rzekome grzechy amerykańskiej polityki zagranicznej i osłabił siłę amerykańskiej armii. Skończyło się to wraz z objęciem urzędu przez Trumpa. Jak oświadczył Zgromadzeniu Ogólnemu ONZ we wrześniu 2020 roku, Stany Zjednoczone »wypełniają swoje przeznaczenie jako rozjemca, ale jest to pokój dzięki sile«. To pozwoliło mu na zawarcie porozumienia abrahamowego w 2020 roku, dającego wówczas pokój Izraelowi i jego trzem arabskim sąsiadom. Trump nakłonił też Egipt i Katar do zakończenia wzajemnego sporu. USA zawarły także porozumienie z talibami, które spowodowało, że do końca jego prezydentury nie zginął żaden amerykański żołnierz w Afganistanie”.
O’Brien przypomniał, że prezydentura Trumpa „była pierwszą od prezydentury Jimmy’ego Cartera, podczas której Stany Zjednoczone nie przystąpiły do nowej wojny ani nie rozszerzyły istniejącego konfliktu. Trump zakończył także jedną wojnę rzadkim zwycięstwem Stanów Zjednoczonych, unicestwiając Państwo Islamskie „jako zorganizowaną siłę militarną i eliminując jego przywódcę, Abu Bakra al-Baghdadiego”.
Trump też, wbrew obrazowi tworzonemu przez propagandę lewicowo-liberalnych mediów, prowadził skuteczną politykę powstrzymywania Moskwy.
O’Brien podkreśla, że „za czasów Trumpa Rosja nie parła dalej do przodu po inwazji na Ukrainę w 2014 roku, Iran nie odważył się bezpośrednio zaatakować Izraela, a Korea Północna zaprzestała testowania broni nuklearnej po połączeniu działań dyplomatycznych i pokazu siły przez wojsko USA. I choć Chiny utrzymywały agresywną postawę podczas sprawowania urzędu przez Trumpa, ich przywódcy z pewnością zauważyli determinację Trumpa w egzekwowaniu czerwonych granic, kiedy na przykład zarządził ograniczony, ale skuteczny atak powietrzny na Syrię w 2017 roku, po tym, jak reżim Baszszara al-Assada użył broni chemicznej przeciwko Syrii”.
Ale O’Brien przypomniał też o gigantycznym błędzie Joego Bidena, którego nie popełniłby Trump, a który – jego zdaniem – zachęcił Putina do inwazji na Ukrainę. Biden drastycznie osłabił amerykańską wiarygodność poprzez katastrofalnie złe zarządzanie wycofywaniem się z Afganistanu.
„Administracja Trumpa wynegocjowała porozumienie, które położyło kres zaangażowaniu USA w wojnę, ale Trump nigdy nie pozwoliłby na tak chaotyczny i żenujący odwrót. Można bezpośrednio powiązać bezskuteczność wycofania się latem 2021 roku [z Afganistanu] z decyzją prezydenta Rosji Władimira Putina o ataku na Ukrainę sześć miesięcy później. Po tym, jak Rosja zlekceważyła ostrzeżenia Bidena dotyczące konsekwencji inwazji na Ukrainę i mimo to zaatakowała, Biden zaoferował prezydentowi Ukrainy Wołodymyrowi Zełenskiemu możliwość opuszczenia Kijowa, co oznaczałoby powtórzenie haniebnej ucieczki prezydenta Afganistanu Aszrafa Ghaniego z Kabulu latem poprzedniego roku. Na szczęście Zełenski odrzucił tę ofertę”.
Tuż przed swoją mową kończącą konwencję w Milwaukee Trump odbył ważną rozmowę z wysłannikami prezydenta Dudy, Marcinem Mastalerkiem i Wojciechem Kolarskim. Gdy zwrócił się do swoich rodaków, jego słowa równie dobrze pasowałyby do sytuacji w Polsce.
Trump podkreślał, że „w czasach, gdy polityka zbyt często nas dzieli, nadszedł czas, aby pamiętać, że wszyscy jesteśmy współobywatelami – jesteśmy jednym narodem podległym Bogu, niepodzielnym, z wolnością i sprawiedliwością dla wszystkich. Nie możemy kryminalizować sprzeciwu ani demonizować nieporozumień politycznych. W tym duchu Partia Demokratyczna powinna natychmiast zaprzestać zbrojenia systemu sprawiedliwości i etykietowania swojego przeciwnika politycznego jako wroga demokracji, zwłaszcza że to nieprawda. W rzeczywistości to ja ratuję demokrację dla obywateli naszego kraju”.
Trump podkreślił, że powstrzyma niszczenie gospodarki. Zaznaczył, że „republikanie mają plan obniżenia cen, i to szybko. Obniżając koszty energii, obniżymy z kolei koszty transportu, produkcji i wszystkich artykułów gospodarstwa domowego. Mamy pod stopami więcej płynnego złota niż jakikolwiek inny kraj – jako naród zbijemy fortunę na ropie i gazie”.
Przyrzekł, że skończy wydawanie miliardów dolarów na „bezsensowne Nowe Zielone Oszustwo”. Przestanie też wspierać pojazdy elektryczne, „ratując w ten sposób amerykański przemysł samochodowy przed całkowitym unicestwieniem i oszczędzając amerykańskim klientom tysiące dolarów na samochód”, a zaoszczędzone pieniądze przeznaczy na wielkie projekty modernizacyjne.
Przekonywał, że pod przywództwem republikanów „Stany Zjednoczone znów będą szanowane. Żaden naród nie będzie kwestionował naszej potęgi. Żaden wróg nie będzie wątpił w naszą siłę. Nasze granice będą całkowicie bezpieczne. Nasza gospodarka wzrośnie. Przywrócimy prawo i porządek na nasze ulice, patriotyzm w naszych szkołach i, co ważne, przywrócimy pokój, stabilność i harmonię na całym świecie. Aby jednak osiągnąć taką przyszłość, musimy najpierw uratować nasz naród przed nieudanym przywództwem. Będą to najważniejsze wybory w historii naszego kraju”.
Obiecał, w imię bezpieczeństwa amerykańskich rodzin, „rozpocząć największą operację deportacyjną w historii naszego kraju – nawet większą niż ta, którą wiele lat temu przeprowadził prezydent Dwight D. Eisenhower” [objęła wówczas ponad milion osób – przyp. aut.].
Trump uważa, że tylko USA są w stanie powstrzymać „międzynarodowy kryzys, jakiego świat dawno nie widział. Wojna szaleje obecnie w Europie i na Bliskim Wschodzie, rosnące widmo konfliktu wisi nad Tajwanem, Koreą, Filipinami i całą Azją, a nasza planeta balansuje na krawędzi trzeciej wojny światowej”.
Przyrzekł, że zakończy „każdy międzynarodowy kryzys wywołany przez obecną administrację – w tym straszliwą wojnę Rosji z Ukrainą oraz wojnę spowodowaną atakiem na Izrael, do których nigdy by nie doszło, gdybym był prezydentem”.
Przypomniał, że był pierwszym prezydentem w czasach nowożytnych, „który nie rozpoczynał żadnych nowych wojen”. Przyrzekł odbudowę potencjału armii USA i zbudowanie skutecznej obrony przeciwrakietowej – „a cała ta wielka Żelazna Kopuła zostanie wyprodukowana w USA”.
Emerytowany generał Keith Kellogg, doradca Trumpa, twierdzi, że Stany Zjednoczone są w stanie skutecznie wymusić na Putinie zakończenie wojny, ale nie kosztem rozbioru Ukrainy. Przypomina, że podczas debaty z Bidenem Donald Trump został zapytany, czy zgodziłby się na żądania Putina w sprawie ustępstw terytorialnych. Dwukrotnie powiedział: „Nie”.
Gen. Kellog przekonuje, że jeśli Rosja nie przyjmie amerykańskiej propozycji, wówczas USA przekaże Ukrainie potężną ilość broni. Twierdzi też, że NATO się utrzyma, ale Waszyngton będzie kładł nacisk na wypełnianie art. 3 Traktatu Północnoatlantyckiego, który mówi, że państwa Sojuszu muszą utrzymać odpowiednie zdolności wojskowe.
Ben Connable z Uniwersytetu Georgetown, strateg wojskowy i analityk Rand Corp, już rok temu wskazał, że tylko USA posiadają potencjał zdolny do odzyskania przez Ukrainę strategicznej inicjatywy i pokonania Rosji. Wystarczy, iż amerykańska armia przekaże ogromne zasoby swego arsenału z czasów zimnej wojny państwom Europy Środkowej, w tym Polsce i Ukrainie. Naturalnym liderem tego projektu powinna być Polska.
To także za Trumpa wzmocniona została wschodnia flanka NATO. Powstał najbardziej ambitny program dla tej części Europy – Trójmorze, który był wspierany przez Biały Dom. Po zwycięstwie Trumpa znów nabierze on impetu.
W tej nowej sytuacji geopolitycznej coraz większym obciążeniem dla Polski stanie się Donald Tusk, który był przez Berlin nieomal otwarcie wykorzystywany do walki z Trumpem. Jako premier RP, z namaszczeniem kanclerza Olafa Scholza, Tusk postanowił włączyć się w politykę wewnętrzną USA. Gdy w USA trwała gorąca dyskusja wokół Ukrainy, Tusk na platformie X zwrócił się do.... Senatu USA:
„Ronald Reagan, który pomógł milionom z nas odzyskać wolność i niepodległość, musi dziś przewracać się w grobie. Wstydźcie się”.
Postawę szefa polskiego rządu skomentował Nile Gardiner, analityk polityki zagranicznej i były doradca Margaret Thatcher:
„Możecie być pewni, że gdy bezmyślny Joe Biden opuści Gabinet Owalny, Donald Tusk nie będzie mile widziany w Białym Domu. Ten człowiek to chodząca katastrofa dla Polski i stosunków polsko-amerykańskich. To, co jest haniebne, panie Tusk, to zamykanie w więzieniach swoich przeciwników politycznych, zamykanie stacji telewizyjnych i płaszczenie się przed swoimi panami w Brukseli, a jednocześnie pouczanie ludzi o »demokracji«. Lekkomyślny Donald Tusk wykonuje niesamowitą robotę, wrzucając Polskę pod autobus i podkopując własny kraj”.
Wybrany przez Trumpa kandydat na wiceprezydenta USA, J.D. Vance, 11 stycznia 2024 roku na platformie X tak pisał o dokonaniach ekipy 13 grudnia: „Do niedawna Polska miała rząd konserwatywny. Używając dużej presji dyplomatycznej i ekonomicznej, administracja Bidena (i wiele narodów europejskich) atakowała ten rząd jako antydemokratyczny. Rząd ten został niedawno zastąpiony przez globalistyczny rząd liberalny, który obecnie aresztuje swoich przeciwników politycznych i zamyka debatę publiczną. (Brzmi znajomo?) W imię ochrony demokracji wykorzystują pieniądze z podatków, aby zaatakować rząd, który był naszym wielkim sojusznikiem”.
Tuż po zamachu, gdy Berlin wie, że zwycięstwo Trumpa jest bardzo prawdopodobne, Scholz natychmiast wysłał swoją delegację do Milwaukee na konwencję republikanów. Tusk za chwilę nawet dla Niemców stanie się obciążeniem. W wydanej w 2019 roku swojej hagiografii „Szczerze”, na stronach 260–261, zamieścił wielkie zdjęcie, które ilustruje dobitnie bezmiar jego serwilizmu wobec Niemiec. Na fotografii Donald Trump rozmawia z premierem Kanady, Justinem Trudeau. Za jego plecami stoją kanclerz Merkel i Tusk, który mierzy w plecy Trumpa z dłoni, udając, że oddaje do niego śmiertelny strzał. Jego czyn widzi jedynie Merkel, która patrzy na Tuska jak na idiotę.
Pod fotografią Tusk napisał:
Trudno o większy kontrast między tym zdjęciem a fotografią uśmiechniętego Putina i Tuska, jak sobie robią żółwiki w tle smoleńskiej hekatomby. Tusk był przekonany, że ów „strzał” w plecy Trumpa na oczach Merkel będzie dowodem jego głębokiej lojalności wobec Niemiec. Wzbudził zażenowanie. Ale najbardziej zdumiewające jest to, że on je zamieścił w swojej książce i w sposób szczególny ją wyeksponował. Polacy nie strzelają w plecy nawet swoim wrogom, a co dopiero swoim strategicznym sojusznikom. To knajackie zachowanie dziś, po zamachu na Trumpa, nabiera szokującego kontekstu.
☀️ Letnie Rabaty na Prenumeraty❗️ Gazeta Polska Taniej na Wakacje⛱️
— Gazeta Polska - w każdą środę (@GPtygodnik) July 26, 2024
🎁 Prenumerata dostępna na stronie » https://t.co/4iBN2D7fFX#promocja #rabat #czytamprase #media pic.twitter.com/JxYInocgL0