Tata Maty staje się enfant terrible rozdygotanych Silnych Razem i im podobnych KOD-ów. Określany jest przez nich mianem ukrytego PiSiora, zdrajcą, mięczakiem etc. Czym autorytet „GW” tak się naraził co bardziej skrajnym wyznawcom Tuska?
Otóż ośmiela się mieć on wątpliwości. Dopytuje, czy tak ostentacyjna pogarda i nienawiść wobec wyborców PiS nie spowoduje, że zamiast zmienić swoje poglądy, jeszcze bardziej się w nich utwierdzą. Matczak ma oczywiście rację, niemniej daleki byłbym od „podniecania” się nim, jak robi to część prawicy.
Wczytując się w to, co pisze, wyłazi z niego dokładnie taki sam antydemokratyczny zamordysta, lojalny wobec partii i Tuska, co reszta jego środowiska.
Jedyną różnicą jest to, że jest od reszty swoich kolegów inteligentniejszy (nie jest to też aż tak wielkie osiągnięcie). Jego krytyka nie wynika tak naprawdę z aksjologii czy jakichś głębszych refleksji, Matczak po prostu nie chce, żeby jego partia znów straciła władzę. Niemniej wykazując błędy własnej formacji, jest zaskakująco uczciwy. Opisuje jej tępotę, absolutny brak szacunku do demokracji i niebywały infantylizm. Powstaje więc pytanie, jak Matczak może pozostać wierny takiemu środowisku? Jego ostatni felieton z „GW” daje odpowiedź. Jak zwykle Matczak grozi w nim, że jeśli PO się nie opamięta, wróci Kaczyński. Następnie zaś snuje analogię między przywódcą PiS a Erdoğanem, de facto utożsamiając Kaczyńskiego z brutalnym, mafijnym dyktatorem, mającym na swoim koncie ludobójstwo. Porównanie to razi swoją głupotą. Niemniej Matczak nie może inaczej. Bez tego absurdalnego demonizowania Kaczyńskiego, bez idiotycznych analogii i durnych odniesień do zupełnie innych ekosystemów kulturowo społecznych, traci on jakiekolwiek argumenty za PO. Owszem, wskazuje marność własnej formacji, ale zaraz potem stwierdza: to właściwie nieważne, bo najgorszy jest diabeł Kaczyński. Matczak w ten sposób, nieintencjonalnie, ujawnia, na jakim kłamstwie, kretynizmie i paranoi opiera się narracja środowisk służących partii Tuska. Dlatego warto go czasem czytać.