Od pewnego czasu mam wrażenie, że Donald Tusk ma na punkcie moim i mediów, którymi kieruję, obsesję. Z uśmiechem przyjąłem, gdy nazwał mnie prawicowym Bradem Pittem. Lubię tego aktora, więc niech sobie Tusk gada. Trochę zdziwiło mnie, gdy wytoczył mi w parę tygodni trzy pozwy, z czego dwa za satyryczne okładki. Coś takiego w cywilizowanym świecie się nie zdarza, a polityk, który ściga za satyrę, spycha się na margines.
Tusk to tak naprawdę niezwykle ponury facet, który nie potrafi się z siebie śmiać. W czwartek przebił jednak sam siebie. Uczestniczył w procesie jakiegoś niezrównoważonego człowieka, który mu groził. Prawdę mówiąc, sam dostaję po kilka gróźb dziennie i nie jest tak, że lekceważę je zupełnie, ale nie da się wszystkiego ścigać.
Z relacji Tuska wynika, że oskarżony miał działać pod wpływem TVP Info, „Wiadomości” i TV Republika, którą mam zaszczyt kierować. Biorąc pod uwagę wiarygodność Tuska, to zacząłbym od sprawdzenia tej informacji. Ale posługiwanie się zeznaniami wariata do ataku na media krytyczne wobec polityka, który idzie po władzę, jest niebezpieczne. Tusk szuka alibi do rozprawy z tymi mediami, których naprawdę się boi. Pokaż mi swoich wrogów, a powiem ci, kim jesteś…