Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Trzecia droga w drugim szeregu

Chyba mało kto spodziewał się w poniedziałkowy poranek, że prezydent Andrzej Duda podpisze ustawę o powołaniu komisji do spraw badania rosyjskich wpływów w polskiej polityce od 2007 roku. W uzasadnieniu decyzji Andrzej Duda właściwie zamknął temat. Rosyjskie wpływy i sympatie polityków zbadać trzeba. Kosztowały nas i kosztują wiele, a mogły – jeszcze więcej.

Wystarczy przypomnieć, że w 2010 polskie władze miały w planach umowę, która wysyłałaby naszych żołnierzy na rosyjskie operacje wojskowe, co ujawnił rok temu raport komisji Macierewicza, i o czym zaskakująco rzadko i mało się mówi. Ponieważ jednak szkoda czasu na oczywistości, skupmy się na politycznych konsekwencjach tego, co już się stało i co jeszcze nas czeka.

Wejście w życie ustawy, niezależnie od odesłania z podpisem do Trybunału Konstytucyjnego (czyli, patrząc realistycznie, w próżnię) wprowadza w naszą debatę publiczną jeszcze większy chaos i jeszcze większe emocje. Po stronie opozycji, lecz myślę, że nie tylko tam – i z tego punktu widzenia dla PiS jest to ruch racjonalny.

Po pierwsze, co już widać, cała opozycja odbiera komisję jako atak na Donalda Tuska, i tylko na niego. Sprawia to, że niechętni dotąd choćby udziałowi w marszu 4 czerwca liderzy już karnie biegną pod sztandary Platformy, porzucając niedawne deklaracje, a być może i marzenia o samodzielności. To wygrana Tuska i spełnienie jego marzeń, być może też wzrost poparcia dla PO, lecz nie kosztem PiS przecież.

Choć zapewne tak będą chciały pokazać to dęte sondaże, stanie się dokładnie to, co zapowiadałem wcześniej w przypadku udziału ludowców i ich kolegów z Polski 2050 w czerwcowym pochodzie: ich sympatycy zostaną pod tymi sztandarami, pod które już raz dali się zagonić. A że bardziej przez Jarosława Kaczyńskiego niż Donalda Tuska? Ten ostatni nawet tego zapewne nie zauważy albo uzna za polityczny błąd swego największego wroga.

A jak jest w istocie? Gdy największym segmentem do zdobycia w przedwyborczej grze będą mniej lub bardziej zniechęceni zwolennicy PiS z poprzednich wyborów (nie tylko ostatnich), nadanie całej opozycji twarzy Donalda Tuska może ułatwić sporej części elektoratu decyzję o powrocie. Alternatywa jawi się bowiem coraz wyraźniej, to Platforma łącząca wszystkie błędy społeczne z czasów poprzednich rządów z radykalną postępową retoryką. Dla chcących społecznego spokoju groźną, lecz i dla drugiej, chcącej tej zmiany grupy nieatrakcyjną, bo niewiarygodną z Giertychem za plecami. Do tego wszystkiego dochodzi oczywiście realnie dla PO groźna funkcja przypominająca prac komisji, która również wpłynąć może na decyzje sporej części elektoratu, również tego, który od PiS odwrócił się, choć nie o 180 stopni, nieusatysfakcjonowany skalą dotychczasowych rozliczeń z PO.

Gra jest tu ryzykowna, ale może okazać się skuteczna. PiS dość spokojnie reaguje na tyrady i groźby Tuska. Z takim samym spokojem powinien zareagować również na marsz 4 czerwca, Trzeba tylko patrzeć i pilnować, by liderzy poszczególnych partii stali wystarczająco blisko siebie. Tak, by każdy zobaczył, że stojąc w cieniu Donalda Tuska, nie są już żadną nadzieją na zmianę, a co najwyżej na powrót starej biedy.

 



Źródło: niezalezna.pl

Krzysztof Karnkowski