Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Pod płaszczykiem realizmu politycznego

Leszek Sykulski jest uosobieniem prorosyjskiej propagandy, którą trudno jednoznacznie sklasyfikować. Jedni mówią o nim „agent wpływu”, bo jawnie wspiera Moskwę od co najmniej kilku lat, drudzy wskazują, że wierzy on w wygłaszane poglądy. Bez względu na to, jaka jest prawda, jego działalność publiczna jest szkodliwa. Mimo to służby muszą dysponować twardymi dowodami, nim podejmą jakieś kroki.

To, że akurat Leszek Sykulski zainicjował kampanię bill­boardową „To nie nasza wojna” i straszy rzekomymi planami uczestnictwa polskiej armii w wojnie na Ukrainie, niespecjalnie dziwi. „Ekspert od geopolityki”, jak przedstawiano go w środowiskach ultraprawicowych i wierzących w ideę realistycznej wojny amerykańskiego politologa Johna Mearsheimera, od dawna nie kryje sympatii, a wręcz podziwu dla Rosji. 

Z wycieczką do Dugina

Jego portal Geopolityka.net od początku – czyli od 2011 r. – prezentuje antyamerykańskie, antyzachodnie treści okraszone aparatem naukowym i licznymi cytatami z „mądrych głów”. Dzięki temu teksty sprawiają wrażenie poważnych analiz. W 2019 r. Sykulski odwiedził Aleksandra Dugina w Moskwie. Historyk sam się tym pochwalił na Twitterze, załączając pamiątkowe zdjęcie z wywiadu. Dugin to kremlowski ideolog, który popiera inwazję na Ukrainę, nawołuje do zabijania narodu ukraińskiego. Wedle jego koncepcji wpływy Kremla będą się rozciągać od Władywostoku aż po Lizbonę. Co to oznacza dla Polski, nie trzeba tłumaczyć. „Mimo wściekłych ataków części elit uważam, że docieranie do źródeł jest powinnością badacza” – tak Sykulski tłumaczył eskapadę do Moskwy w 2019 r. 

Bajeczka byłaby jeszcze bardziej prawdopodobna, gdyby nie czołobitny wywiad publicysty z Siergiejem Andriejewem, przeprowadzony wiosną 2022 r. – kilka tygodni po napaści na naszego sąsiada. Rosyjski dyplomata jest traktowany w Polsce niemal jak persona non grata. Sykulskiemu to nie przeszkadzało. Tłumaczył się po publikacji wywiadu tak samo bezradnie jak z wycieczki do stolicy Rosji.

Zawsze tam, gdzie złe emocje

W ostatnich miesiącach Sykulski komentuje każde zdarzenie – nawet fake newsy – które może wpłynąć na relacje polsko-ukraińskie i postrzeganie konfliktu zbrojnego przez Polaków. Gdy Mariusz Błaszczak w ostatni piątek złożył w Kijowie kwiaty pod Ścianą Pamięci Poległych za Ukrainę przy soborze św. Michała, ten natychmiast podchwycił temat, by podkręcać emocje. 

Ot, gest, jakich wiele w trakcie zagranicznych wizyt polityków. Dla Sykulskiego i prorosyjskich trolli był to jednak dowód na oddanie hołdu... Stepanowi Banderze i UPA. Rosyjskie władze często przypominają, że nie zabijają Ukraińców, lecz „banderowców” i „nazistów”. Retoryka przeciwników udzielania pomocy sąsiadowi nie różni się zatem od inwektyw kremlowskiej propagandy.

„Wczoraj minister obrony narodowej składał na Ukrainie kwiaty pod ścianą ze zbrodniczą symboliką banderowską. Potwierdzają się słowa rzecznika MSZ, czyimi sługami są członkowie rządu w Warszawie” – atakował Sykulski. 

Polityczne meandry

Sykulski był ceniony przed laty przez Lecha Kaczyńskiego – nie miał jeszcze 30 lat, a pracował jako analityk ds. bezpieczeństwa międzynarodowego w Kancelarii Prezydenta RP. Zasiadał też w Komisji Weryfikacyjnej ds. WSI z nominacji głowy państwa. To o tyle ciekawe, że nikt nie kojarzy prorosyjskich tyrad Sykulskiego z tamtego okresu. Jeszcze w lipcu 2021 r. ostrzegał przed… dezinformacją ze strony Rosjan i atakami cybernetycznymi po wycieku skrzynki Michała Dworczyka. „31 grudnia 2022 r. wygasa kontrakt z Gazpromem. Polska prowadzi intensywne działania nakierowane na dywersyfikację dostaw energii i uniezależnienie się od Moskwy” – tłumaczył. „Celem Kremla będzie z jednej strony torpedowanie przedsięwzięć w obrębie projektu tzw. Bramy Północnej, a z drugiej działalność nakierowana na dalsze uzależnienie energetyczne Polski od Rosji – nie tylko pod kątem zakupu gazu i dalszych zakupów węgla, ale np. także energii z rosyjskiej elektrowni jądrowej” – mówił portalowi Cyberdefence24.pl. Czy dziś powtórzyłby te tezy? Wątpliwe, biorąc pod uwagę natężenie bzdur i szczucie na Ukrainę, jakie można obserwować u niego od rozpoczęcia wojny. 

Publicysta ewidentnie przymierza się do startu w wyborach parlamentarnych. Już próbował swoich sił w barwach Nowoczesnej w 2015 r., ale bez powodzenia. Później związał się z Konfederacją, ale nie udało mu się zdobyć mandatu senatora. Czy to wyjaśnia, skąd pomysł na skandaliczne billboardy?

Pełna zgoda z Piotrem Zarembą: ABW powinna dokładnie prześwietlić, kto finansuje kampanię mającą na celu zastraszenie Polaków i zniechęcenie do udzielania pomocy uchodźcom. Bo Sykulskiego, żebrzącego o wpłaty „na kawę” w sieci, z pewnością na taką akcję nie stać. Nie trzeba dodawać, że ta strategia jest na rękę – który to już raz – Moskwie. 

Antywojenne osłabianie Polski

Najnowsza aktywność publicysty to zorganizowanie Polskiego Ruchu Antywojennego. Uruchomiono stronę internetową, która została niemal natychmiast zawieszona. Sykulski i jego akolici oskarżają polskie państwo, co było do przewidzenia, o stosowanie cenzury. „Zapominają” jednak o jednym: to jest wojna, w której siłą rzeczy musimy brać pośrednio udział. W przypadku przegranej Ukrainy będziemy sąsiadować na całej granicy wschodniej z wrogiem. Zagłada niepodległości sąsiada to katastrofa i dla nas. Niepewność inwestorów, osłabienie złotego, wreszcie prawdopodobny obowiązkowy pobór do wojska – to tylko fragment przerażającej przyszłości z Putinem u bram. 

Sykulski mami antywojenną retoryką, która jest tak naprawdę napastliwa i zwyczajnie głupia. Można nawet postawić tezę, że osłabia państwo, bo uderza w jego bezpieczeństwo, sieje ferment i niepokój. Zwykły Kowalski nie śledzi na co dzień wydarzeń na Ukrainie, nie ma pojęcia o rosyjskiej polityce wewnętrznej i zagranicznej. A bez względu na wyznawane poglądy nikt nie chce wojny w Polsce i zapewne nie wysłałby polskich żołnierzy na obcy front. Dlatego kłamliwa akcja Sykulskiego może rezonować. 

Z drugiej strony – jakiekolwiek zdecydowane działanie służb będzie wywoływało efekt oblężonej twierdzy u prorosyjskich aktywistów. Będą z siebie robić męczenników niewygodnych dla systemu. To prawdopodobnie też odpowiedź na pytanie, dlaczego ABW nic nie robi w sprawie Sykulskiego. 

Nie ma miejsca na russkij mir

Środowiska prorosyjskie trzeba od siebie przeganiać. Niech nie wychodzą z marginesu i dyskutują w swoich grupkach, skoro niczego nie nauczyli się z historii relacji polsko-rosyjskich. Zatrważające jest to, że są i środowiska katolickie, które ulegają wątpliwemu autorytetowi Sykulskiego. Telewizja Trwam po interwencji rzecznika koordynatora ds. służb specjalnych Stanisława Żaryna postanowiła zdjąć z ramówki program z publicystą. Czy trzeba było do tego ostrzeżeń państwowego urzędnika? Nikt w środowisku Radia Maryja nie ma własnego rozumu? Wypada też pogratulować Sądowi Okręgowemu w Częstochowie, w którym Sykulski pełni funkcję biegłego sądowego w zakresie – uwaga – bezpieczeństwa państwa i ekstremizmu politycznego.

Żeby była jasność – nie jest tak, że stawiane pytania o koszty polskiego wkładu w wojnę na Ukrainie świadczą o czyjejś agenturze. Jeśli jednak ktoś utożsamia się z poglądami Sykulskiego, zafascynowanego Duginem i kłamiącego na temat planów włączenia się do wojny przez Polskę, to stawia się poza nawiasem poważnej debaty. Chce ktoś tu russkiego miru? Nic prostszego – należy wyjechać do kraju gospodarza. Droga wolna!
 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Grzegorz Wszołek