Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Rosyjska dyscyplina ponadpartyjna

Rosyjska partia w Polsce, której barwy klubowe mienią się wszystkimi kolorami tęczy, po raz kolejny pokazała, jak przebiegają granice jej wpływów w polskim parlamencie. I nie jest to wiedza optymistyczna.

Stało się to po raz kolejny za sprawą głosowania w sprawie sejmowej uchwały dotyczącej uznania Rosji za państwo wspierające terroryzm oraz powiązanej z nią poprawki na temat rosyjskiej odpowiedzialności za 10 kwietnia 2010 roku. Ostatecznie Sejm uchwałę przyjął, ale stało się to dzięki minimalnej większości głosów. W uchwale znalazły się ogólne i w żadnym stopniu niebudzące kontrowersji słowa o tym, że „Federacja Rosyjska jest bezpośrednio odpowiedzialna” zarówno za Smoleńsk, jak i za zestrzelenie samolotu MH17. Sprzeciw wobec tych słów połączył środowiska, które formalnie różnią się między sobą niczym kolory tęczy, ale podobnie jak niegdyś pod czerwonym sztandarem, tak dzisiaj wspólnie stoją na tym samym stanowisku w kwestii Rosji.

Przeciwko przyjęciu uchwały w formie zaproponowanej przez sejmową większość zagłosowało 231 posłów. W różnych formach na „nie” głosował konglomerat partii od Platformy Obywatelskiej przez Polskie Stronnictwo Ludowe, partię Hołowni aż po Konfederację, postkomunistów z byłego SLD oraz urbanistów przebranych za PPS, którzy właśnie ogłosili, że do wyborów pójdą razem z Tuskiem.

W tym sensie głosowanie nad uchwałą w Sejmie ma istotną wartość. Jasno pokazuje linie podziału na polskiej scenie politycznej w kwestii fundamentalnej, odkąd Polska wpadła pod sowiecki but wraz z realizacją paktu Ribbentrop–Mołotow. Tą kwestią jest stosunek do rosyjskiej infiltracji polskiego państwa. Głosowanie w Sejmie pokazuje, co w istocie oznacza skrót myślowy, który wszczepia konsekwentnie od roku 2007 swoim podwładnym lider opozycji Donald Tusk. Ten skrót sprowadza się do pojęcia „anty-PiS” lub w wersji Grzegorza Schetyny do koncepcji „opozycji totalnej”. Głównym i fundamentalnym sporem, jaki odbywa się w Polsce, jest stosunek do wpływów zewnętrznych powiązanych z Rosją. Bo w gruncie rzeczy do tego sprowadzał się spór o lustrację, likwidację Wojskowych Służb Informacyjnych, Smoleńsk, reformę wymiaru sprawiedliwości czy ocenę polityki tzw. resetu czy szerzej: paktu Tusk–Putin, o którym dowiedzieliśmy się z listu Sieczina do Pawlaka wysłanego 10 kwietnia 2010 roku. Wybuch wojny na Ukrainie nadał tym wszystkim kwestiom jasny i oczywisty dla całego świata kontekst. 

Ten kontekst stanowi poważny problem polityczny dla polskich partii opozycyjnych. Stosunek rządzącej partii PiS do Rosji jest jasny. Próby stawiania zarzutu o sprzyjanie tej barbarii ugrupowaniu, które zlikwidowało „długie ramię Moskwy” i które wysyła na front przeciwko Rosji tony sprzętu wojskowego, mają charakter operetkowy. Opozycja jednak ma z Rosją problem poważny. W szafach w tej sprawie zalegają bowiem całe stosy trupów. Reset w stosunkach z Rosją, tarcza antyrakietowa, Smoleńsk i jego konsekwencje, mnóstwo innych decyzji – to bagaż Platformy. PSL firmował część tych tematów z najgrubszym na czele, czyli kontraktem jamalskim. Koledzy Hołowni ze stacji TVN24 nieudolnie anonimizując swojego rozmówcę w materiale o rosyjskim szpiegu, ujawnili, że większość ekspertów stanowiących zaplecze Hołowni to ludzie WSI, a Konfederacja ze swoim antyukraińskim przekazem od dawna gra w znanej orkiestrze, skoro dwóch jej posłów otwarcie głosuje przeciwko uznaniu Rosji za państwo wspierające terroryzm.

To właśnie z takich powodów w sprawie stosunku do Federacji Rosyjskiej wśród polskich partii opozycyjnych obowiązuje żelazna ponadpartyjna dyscyplina. To ona jest główną osią podziału w polskiej polityce. I jest tak nie od wczoraj, lecz od wielu dziesiątek lat. I pozostanie tak na ostatniej prostej przed wyborami parlamentarnymi, bo w gruncie rzeczy jest to spór i problem o charakterze fundamentalnym i decydującym o naszym być albo nie być jako państwa i jako wspólnoty. 

 



Źródło: Gazeta Polska

Michał Rachoń