Całe miesiące opowiadania o rzekomej antyrosyjskości Tuska, prawdopodobnych ostrzeżeniach Sikorskiego do Europy przed rosyjską dominacją jak krew w piach. Kiedy przyszło do głosowania za sejmową uchwałą, która uznać miała Rosję za państwo terrorystyczne, opozycja pod wodzą Platformy zerwała głosowanie i tym sposobem uchwałę uwaliła, wpisując się w przedrozbiorową tradycję polskich stronnictw sejmowych, które w sprawach dotyczących Rosji zachowywały się podobnie.
Dla partii Tuska i jej sojuszników niedopuszczalne jest, aby w stanowisku polskiego Sejmu znalazły się konkretne odwołania do rosyjskiej odpowiedzialności za zestrzelenie nad Ukrainą samolotu MH17, w wyniku czego zginęło 300 osób nad terytorium Ukrainy w roku 2014, oraz za eksplozję polskiego samolotu nad terytorium rosyjskim 10 kwietnia 2010 roku, w której zginął polski prezydent i 95 członków polskiej delegacji. W obu wypadkach w ostatnich miesiącach miały miejsce decyzje niezawisłych sądów, które wskazały na odpowiedzialność Federacji Rosyjskiej za te zdarzenia. W wypadku MH17 był to wyrok holenderskiego sądu, który skazał trzy osoby związane z rosyjskim wywiadem wojskowym na dożywotnie więzienie, w wypadku Smoleńska jest to nie tylko raport komisji badającej to zdarzenie, ale również stanowisko polskiego sądu, który w wydanym niedawno uzasadnieniu do postanowienia o tymczasowym aresztowaniu trzech Rosjan fałszywie naprowadzających samolot z polskim prezydentem na pokładzie stwierdził, że istnieje wysokie prawdopodobieństwo popełnienia przez nich zarzucanego czynu, czyli celowego doprowadzenia do katastrofy w ruchu powietrznym. Ci ludzie byli przedstawicielami sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej i za ich działania odpowiada państwo, w imieniu którego pełnili wówczas służbę. Jest to rzecz oczywista nie budząca wątpliwości.
W dokumencie nie użyto drażniącego Platformę słowa „zamach”, nie było mowy o tym, w jaki sposób samolot uległ zniszczeniu. W treści uchwały nie znalazły się żadne zdania, które miałyby wskazywać jakąkolwiek odpowiedzialność przedstawicieli ugrupowań zasiadających w Sejmie, choć dzisiaj wiedza na temat zdarzenia z roku 2010 roku spokojnie by na to pozwalała. W końcu dwóch urzędników rządu Donalda Tuska zostało skazanych za organizację tego feralnego lotu: szef gabinetu Donalda Tuska Tomasz Arabski i wiceszef BOR za czasów rządów Platformy Paweł Bielawny. Jednak nawet ślad takich odniesień nie znajdował się w tekście proponowanej uchwały. Platforma Obywatelska, która dzisiaj nadaje ton polskiej opozycji, jest do tego stopnia sparaliżowana rosyjskimi trzymaniami związanymi z prowadzoną przed laty polityką, że nie może podjąć najbardziej oczywistych i w gruncie rzeczy nie niosących ze sobą żadnych realnych konsekwencji działań, jeśli te mogą nie spodobać się na Kremlu. Samo przypuszczenie, że Rosja może uznać, iż Tusk nie trzyma dzisiaj sztywnej linii w sprawie swoich relacji z Putinem sprzed lat, powoduje, że Platforma kładzie uszy po sobie. I odmawia działań politycznych przeciwko Rosji.
Dlaczego tak jest? Pewną odpowiedź dają nam dokumenty, jakie opinia publiczna poznała w ostatnich tygodniach. Część z nich ujawniłem w TVP Info. Znajdują się wśród nich na przykład oficjalne, choć nigdy nieujawnione listy, w których Tusk pisze do Putina, że chce kupować od Rosji gaz i ropę naftową w czasie, kiedy oficjalnie deklarowaną polityką PO była dywersyfikacja źródeł energii i uniezależnianie się od Rosji. Z dokumentów, które omawiamy w aktualnym numerze „Gazety Polskiej”, wynika, że zamiast dywersyfikacji było dalsze uzależnienie się energetyczne od Rosji. Miało ono rozszerzyć się poza kwestie gazu i ropy – również na temat prądu z Bałtyckiej Elektrowni Atomowej, a interesy przy tej okazji robić mieli ujawnieni lata temu ludzie rosyjskiego wywiadu. Dokumenty, które kilka tygodni temu przedstawił Waldemar Buda, pokazują, że Igor Sieczin, jeden z najbliższych ludzi Putina, informował 10 kwietnia 2010 roku Waldemara Pawlaka, że śmierć Lecha Kaczyńskiego nie powinna przeszkodzić w realizacji wielkich dwustronnych porozumień wynegocjowanych przez Putina i Tuska. I porozumienia te były zawierane. To, co już wiemy, pochodzi tylko z niewielkiej część jawnych dokumentów znajdujących się w archiwach polskich instytucji publicznych. Co zatem znajduje się wśród dokumentów niejawnych? Jakie informacje posiada w swoich archiwach Kreml? To wiedzą ci, którzy brali udział w tych ustaleniach. I właśnie dlatego w dniu złożenia do Sejmu ustawy o komisji, która ma zweryfikować te relacje, partia wielkiego porozumienia z Putinem zerwała sejmowe głosowanie w sprawie uznania swoich niedawnych partnerów za terrorystów. W końcu archiwa nie płoną, a zgromadzona w nich wiedza ma dzisiaj moc politycznego imadła, w którym tkwią ludzie zawierający niedawno strategiczne porozumienia z bandytami.