Jak komisje śledcze zdemaskowały głupotę polityków od ośmiu gwiazdek Czytaj więcej w GP!

Poprosimy o całą broń, jaką macie w sklepie

W ubiegłym tygodniu serwis Politico opublikował tekst, w którym zaprasza do „poznania nowej potęgi militarnej w Europie. Polski”. Autorzy artykułu wskazują na skalę polskich zakupów uzbrojenia i konsekwentną politykę wzmacniania bezpieczeństwa militarnego, które rozpoczęło się na długo, zanim świat dowiedział się, że siły, które Rosja gromadziła pod koniec roku 2021 wzdłuż ukraińskich granic, nie służyły wyłącznie do przeprowadzenia ćwiczeń czy szantażowania państw Zachodu groźbą wojny.

Warto przypominać, że kwestia zagrożenia naszego kraju w wewnętrznej polityce od roku 2015 nie jest zagadnieniem rozważanym wyłącznie teoretycznie. Polska od tego czasu konsekwentnie dążyła do poprawienia swojej sytuacji po okresie rządów Platformy, kiedy bezpieczeństwo kraju definiowane było jako funkcja stosunków pomiędzy Moskwą a Berlinem. Takie koncepcje powstawały w BBN, kierowanym przez prezydenta Komorowskiego oraz w MSZ nadzorowanym przez Donalda Tuska. Sytuacja zmieniła się wraz z decyzjami podjętymi w czasie szczytu NATO w 2016 roku w Warszawie. To wówczas zapadły postanowienia o stworzeniu Wojsk Obrony Terytorialnej. Chwilę później podjęto rozmowy na temat zakupu najnowocześniejszych rodzajów uzbrojenia, takich jak samoloty przewagi powietrznej F35, które prezentowane były nad Białym Domem, kiedy prezydent Duda rozmawiał z Donaldem Trumpem. Polska rozpoczęła również prace w ramach kolejnych programów obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej, mające zapewnić bezpieczeństwo przed zagrożeniem powietrznym ze strony Federacji Rosyjskiej. Zakupiliśmy też najnowocześniejsze na świecie amerykańskie czołgi Abrams. A decyzje o ich zakupie podjęte zostały, jeszcze zanim Rosja ruszyła na Ukrainę. Kiedy to się stało, Polska przycisnęła gaz do dechy. Himarsy, o których cały świat dowiedział się wraz z dowodami ich skuteczności na froncie tej wojny, Polska zakupiła dużo wcześniej. Ale kiedy rosyjski atak stał się faktem, a Himarsy pokazały swoją skuteczność, zamówiliśmy ich tyle, że eksperci rynku militarnego zastanawiali się, czy przypadkiem w komunikatach MON na ten temat liczby zamówionych zestawów nie znalazło się omyłkowo jedno zero za dużo. Zamówiliśmy ich 500, czyli więcej, niż do tej pory wyprodukowano. Lista tych zakupów robi wrażenie tak duże, że stała się tematem memów, na których kupujący w sklepie z bronią upewnia się, pytając, czy 20 zestawów Himars odwróciło losy wojny na Ukrainie? Sprzedający odpowiada, że tak. – W takim razie poproszę o 500 – mówi kupujący, obok którego autor tego internetowego żartu umieścił flagę Polski. 

Nasze państwo zamówiło również amerykańskie śmigłowce bojowe Apache zwane zabójcami czołgów oraz masę sprzętu kompatybilnego z amerykańskim w Korei Południowej, państwie współpracującym od lat z USA w sprawie bezpieczeństwa i zwalczania militarnego zagrożenia ze strony komunistycznego reżimu. Cała wizja rozwoju polskich sił zbrojnych opiera się na powiązaniu interesów z USA. Jedynym państwem świata, które w ciągu ostatnich 100 lat okazywało się wielokrotnie sojusznikiem, z którym warto robić geopolityczne interesy. Dokładnie odwrotnie niż w wypadku naszych europejskich sojuszników. Niemieckie czołgi stanowią co prawda znaczącą część polskiego parku maszynowego, jednak jednocześnie to właśnie nasi zachodni sąsiedzi konsekwentnie od ponad 20 lat budowali wspólnotę interesów energetyczno-politycznych z naszym największym wrogiem – Rosją. Państwem, które nie ukrywa, że jego celem jest zniszczenie Polski. Nasi partnerzy w Europie na współpracę z Polską patrzą tylko pod warunkiem, że nasz kraj podporządkuje się ich wizji świata. Problem polega na tym, że w tej wizji zarówno Francja, jak i Niemcy za partnera, z którym się liczą, uważają Rosję. I Rosji są w stanie uchylić nieba w zamian za koncesje energetyczną, polityczne i Bóg wie jakie jeszcze. Przekonywaliśmy się o tym wielokrotnie. I dlatego budując własne narzędzia odstraszania przeciwko Rosji, musimy stawiać nie na tych, którzy z Rosją chcą się od zawsze dogadać, jak Francja czy Niemcy, lecz na tych, którzy Rosję uznają za swojego potencjalnego rywala, którego należy trzymać w szachu. Takim partnerem są Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, w pewnym sensie również Korea, która w każdej chwili może znaleźć się w stanie gorącej wojny z sojusznikiem Rosji – Koreą Północną. O tym, w której logice bezpieczeństwa będziemy funkcjonować, zdecydujemy w najbliższych wyborach. A ten wybór w przyszłości może oznaczać być albo nie być dla państwa odzyskanego po latach niewoli.

 



Źródło: Gazeta Polska

Michał Rachoń