Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Zrezygnowani sędziowie

30 starych sędziów Sądu Najwyższego podpisało oświadczenie. Sędziowie uznali, że nie będą orzekać w składach, w których znajdować się będą również sędziowie nowi – powołani po 2018 roku. W założeniu, zdaniem tej pierwszej grupy, miał to być kolejny akt w rodzaju tych, jakie serwowali na różnych etapach sędziowie tacy jak Juszczyszyn, Żurek czy Tuleya. Paraliż Sądu Najwyższego. W perspektywie zakwestionowanie w zasadzie wszystkich orzeczeń tego sądu – zarówno w sprawach zwykłych ludzi, instytucji jak i orzeczeń najpoważniejszych, takich jak choćby potwierdzanie lub zakwestionowanie ważności wyborów, bo to również leży w kompetencjach Sądu Najwyższego.

Jednak w zeszłym tygodniu jeden z nowych sędziów SN, profesor Paweł Czubik, złożył wniosek, który nie tylko wywraca logikę postępowania sędziów bojkotujących państwo, ale niesie z sobą również szansę na zatrzymanie demolującego Polskę postępowania sędziowskiej kasty i jej reprezentacji w Sądzie Najwyższym. Sędzia Czubik uznał, że rezygnacja z orzekania w określonych składach oznacza w gruncie rzeczy rezygnację z orzekania w ogóle. Jej konsekwencją jest odejście ze stanu sędziowskiego. W polskich przepisach znajduje się formalna droga, którą realizuje się tego rodzaju rezygnację. Punktem wstępnym jest złożenie oświadczenia o rezygnacji ze stanowiska sędziego. Takie oświadczenie kierowane jest później razem z dokumentacją personalną sędziów poprzez Krajową Radę Sądownictwa do Prezydenta Rzeczypospolitej, który stwierdza w ciągu trzech miesięcy, że sędzia, który takie oświadczenie złożył, przestaje być sędzią. W tej chwili Prezes SN musi ustosunkować się do wniosku, który złożył sędzia Czubik. Trudno wyrokować, w jaki sposób zachowa się pani prezes, jak postąpi prezydent, który może, ale nie musi uznać tok rozumowania sędziego Czubika. Jedno jest pewne. Ta sytuacja z pewnością daje Polsce jako państwu argumenty i narzędzia, za pomocą których przeciąć można trwający już od wielu miesięcy pat. Pogłębiony bezprawnymi w istocie politycznymi działaniami Komisji Europejskiej, Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, ale przede wszystkim grupy sędziów, którym pomyliły się role wykonawców prawa z rolą jego twórców. Ta w demokracji zarezerwowana jest dla wybieranych w demokratycznych wyborach posłów i senatorów oraz prezydenta. Sędziowie mają stosować prawo, a nie je tworzyć. Jeśli próbują wkraczać w kompetencje, których nie posiadają – sami łamią prawo. I nie zmienia tego faktu to, że robią to w porozumieniu z politykami, którzy przegrali wybory, albo z politykami, którzy nawet w nich nie startowali. A urzędnicy Komisji Europejskiej, europosłowie z Niemiec, Hiszpanii czy Belgii w polskich wyborach nie startowali. I w sprawie polskiego wymiaru sprawiedliwości nie mają nic do powiedzenia. Jeśli jednak grupa sędziów zbuntowanych pozostanie po tym skandalicznym oświadczeniu w Sądzie Najwyższym, to z pewnością dadzą jeszcze o sobie znać. Na przykład kiedy przyjdzie do stwierdzenia, czy wybory w Polsce były ważne, czy też nie.

 



Źródło: Gazeta Polska

Michał Rachoń