To nie żaden alkotweet. Nawet jeśli to skutek uboczny stosowania przewlekłej terapii sproszkowanym rogiem bawołu, to i tak nie zmienia to kwestii podstawowej. Za każdym razem, kiedy w naszej części świata dzieją się rzeczy o znaczeniu fundamentalnym dla interesów Federacji Rosyjskiej, a świat próbuje sobie wyrobić zdanie na temat sposobu ich rozumienia, wkracza na scenę Sikorski. I pomaga wstrzyknąć w światową infosferę odpowiednio dobraną dawkę rosyjskiego kłamstwa. Było tak kilkakrotnie na przestrzeni ostatnich 12 lat.
W pierwszych godzinach po smoleńskim zamachu 10 kwietnia 2010 roku to sam Sikorski i jego podwładni w Ministerstwie Spraw Zagranicznych kolportowali tezy, które później znalazły się w pełnym kłamstw raporcie Tatiany Anodiny. To z kierowanego przez Sikorskiego MSZ płynęły kłamstwa o czterech podejściach do lądowania, a jak wynika ze słów rodzin ofiar, sam Sikorski mówił o błędzie pilota jako o przyczynie katastrofy w ciągu pierwszych godzin od tego zdarzenia. To właśnie taką wersję, powołując się na polskie MSZ, podawały wówczas media na całym świecie i właśnie ten kłamliwy sposób rozumienia tego, co wydarzyło się w Smoleńsku, stał się na lata oficjalnym stanowiskiem polskiego i rosyjskiego państwa. Ta wersja, rzecz jasna, zdejmowała całą odpowiedzialność z Rosji i przerzucała ją zgodnie ze starą sowiecką tradycją na ofiary, które nie mogły się już bronić. Nie inaczej było cztery lata później, kiedy Ukraina broniła się przed pierwszymi salwami w tym, co stało się chwilę później wieloletnią rosyjską agresją na naszych sąsiadów. Radosław Sikorski rzucił wówczas do przedstawicieli rady Majdanu, że muszą podpisać i zrealizować proponowane przez rosyjską pacynkę – Wiktora Janukowycza – porozumienie, które dawało mu prawo do pozostania przy władzy. „Podpiszcie to albo wszyscy zginiecie”. Nie poddali się temu szantażowi. Część z nich zginęła od strzałów rosyjskich snajperów na Majdanie, ale Ukraina ocaliła swoje państwo, a Rosja straciła kontrolowany przez swoją agenturę kraj, który desperacko próbuje dzisiaj najechać, potykając się o własne onuce.
Kilka miesięcy później Sikorski przestaje być szefem MSZ, jednak nie przestaje dozować swoje dezinformacyjne zastrzyki, wzmacniające rosyjską kurację kłamstwem. Miesiąc po objęciu funkcji marszałka Sejmu, drugiej w polskiej hierarchii funkcji po głowie państwa, udziela szokującego wywiadu wydawanemu przez niemiecki Axel Springer serwisowi Politico. W nim stwierdza, że w czasie niesławnej wizyty z lutego 2008 roku w Moskwie Donald Tusk miał usłyszeć od Władimira Putina propozycję, w ramach której Polska miałaby wziąć udział w rozbiorze Ukrainy, przejąć Lwów i pozwolić Rosji wchłonąć pozostałą część tego państwa. Po tych słowach wybuchła burza. Środowisko polityczne Sikorskiego kazało mu odnieść się do kwestii, jednak Sikorski w pierwszej chwili ani myślał się wycofywać. Zorganizował konferencję prasową, w trakcie której nie odwołał swoich słów. Wynikało z nich, że Polska rzekomo miała zataić przed sojusznikami i samą Ukrainą propozycję udziału w rozbiorze zaprzyjaźnionego państwa. I taka opowieść hulała po świecie, cytowana przez najważniejsze agencje informacyjne. Kilka godzin później Sikorski wyszedł do mediów i powiedział, że jednak „zawiodła go pamięć”. Ale w światowym obiegu informacyjnym trucizna krążyła już w najlepsze. I krąży w nim do dzisiaj. O tym, jak istotne były te słowa, świadczy to, że dokładnie te same treści, które wynikały ze słów Sikorskiego, dosłownie chwilę później stały się podstawą ideologiczną, na której rosyjski reżim uzasadniał konieczność likwidacji państwa ukraińskiego i ostatecznie właśnie na tej podstawie wypuścił na Kijów, Charków, Buczę, Irpień i Mariupol swoje barbarzyńskie hordy morderców, gwałcicieli i pedofilów, które z mozołem w plastikowych workach ukraińscy żołnierze odsyłają teraz z powrotem na przeklętą ziemię.
Dokładnie tą samą metodą posłużył się Sikorski w ostatnich dniach w sprawie wysadzenia gazociągów Nord Stream. Bezczelna sowiecka intoksykacja w pierwszych godzinach.
Wybielenie Moskwy i wskazanie na świat Zachodu jako sprawcę. Jeśli Rosja chciałaby wskazać winnego, to Radek uprzejmie proponuje, żeby były to Stany Zjednoczone. Rosja chętnie z propozycji korzysta na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa ONZ i w informacyjnym krwiobiegu całego świata płynie już sprawnie i bezboleśnie podana dawka dezinformacyjnej trucizny. Potem można już spokojnie skasować tweeta. Zadanie wykonane. Ta metoda działania wyczerpuje pojęcie „intoksykacji”, opisane w książce „Dezinformacja oręż wojny” Władimira Wołkowa. Z pewnością najbardziej wnikliwego badacza tego zjawiska w historii.