To dlatego oglądając media - nie tylko przecież brytyjskie (tam emocje są zrozumiałe), zadaję sobie wiele pytań. O to, skąd tak wiele emocji związanych ze śmiercią królowej Elżbiety i przejęciem władzy przez Karola III? To przecież nie jest nasza polska sprawa. Ani to nasza monarchia, ani nasza tradycja, ani nasz problem. Czy to potrzeba czegoś stałego? Czy świadomość przemijania? A może pragnienie choćby pozorów niezmienności w świecie płynnej postnowoczesności? A może wszystkiego po trochu. Nie mam pojęcia, ale jakoś nie wierzę, by większość ludzi wyrażających obecnie swoje emocje rzeczywiście chciało powrotu monarchii i arystokracji, czyli świata, którego chcąc nie chcą Elżbieta II jest symbolem. Świata szlacheckich przywilejów, tytułów lordowskiej i dziedziczenia nie tylko majątków, ale i miejsca w społeczeństwie? Wiem, że współcześnie takie procesy też się dokonują, i to w mniej estetyczny sposób, bo tylko przy pomocy kasy i wpływów, ale to wcale nie wywołuje we mnie tęsknoty za przeszłością.
Monarchia mnie nie pociąga, nie ma we mnie sympatii dla związanej z nią mistyki czy metafizyki władzy, nie wierzę w jakieś szczególne namaszczenie związane z władzą. Nie przekonuje mnie też estetyka związana z monarchią. Fragment z Listu do Rzymian („Nie ma bowiem władzy, która by nie pochodziła od Boga” Rz 13, 1) sprawia mi - szczególnie w Hitlerze czy Stalinie (ale przecież i przed nimi wielu było takich) - pewien problem, bo niekiedy mam wrażenie, że niekiedy władza pochodzi raczej od diabła niż od Boga (choć wierzę, że Opatrzność czuwa).
I dlatego na zmarłą właśnie królową Elżbietę II patrzę raczej jak na osobę, chrześcijankę, kobietę, którą los rzucił w takie a nie inne miejsce. Myślę raczej o tym, czy żałowała jakichś swoich decyzji w odniesieniu do syna czy pierwszej synowej? Czy miała do siebie żal, że w imię zasad, standardów, monarchicznych założeń dokonała wyborów niedobrych, krzywdzących, naznaczających życie nie tylko jej dzieci, ale i wnuków? Czy żałowała, że musi nosić koronę, która czasem była dla niej, tak jak dla jej bliskich, krzyżem? Mam ogromny szacunek dla jej wierności zasadom, dla jej głębokiej, choć niekoniecznie nieustannie okazywanej wiary, dla jej zakorzenienia w tradycji, a jednocześnie wiele wątpliwości co do świata, którego - ta dobra kobieta - była i jest symbolem. Modlę się o spokój jej duszy, a jednocześnie cieszę się, że przyszło mi żyć w republice, która już w konstytucji marcowej zniosła przywileje i tytuły szlacheckie. „Rzeczpospolita Polska nie uznaje przywilejów rodowych ani stanowych, jak również żadnych herbów, tytułów rodowych i innych z wyjątkiem naukowych, urzędowych i zawodowych” - głosił artykuł 96.