Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Państwo eurofederaści

Ten plan konsekwentnie realizowany jest od lat. Rozpracowany w wielu dokumentach, o których pisaliśmy wielokrotnie na łamach „Gazety Polskiej”. To koncepcja Europy federalnej, czyli sferderalizowanego superpaństwa, w którym narodowe organizmy, takie jak Polska, Portugalia, Czechy czy Słowenia, mają zostać sprowadzone do roli pomniejszych landów. Państwo, którego symboliczną stolicą, niczym niegdyś Bonn, ma być Bruksela – tylko po to, żeby całość tego mechanizmu pracowała na rzecz stolicy prawdziwej i realnej – Berlina.

Ten pomysł tylko teoretycznie wydaje się być drobną korektą „ambitnej”, jak mówią jego zwolennicy, polityki europejskiej. W istocie nawet próba realizacji tego projektu stanowi wywrócenie do góry nogami porządku politycznego i bezpieczeństwa międzynarodowego, jakie panują na świecie po zakończeniu II wojny światowej. W koncepcji superpaństwa mieści się bowiem dużo większa zmiana, niż tylko przymuszenie państw członkowskich Unii Europejskiej do likwidacji własnych konstytucji i podporządkowanie ich fantomowemu systemowi prawa europejskiego, który sprowadza się do realizacji decyzji politycznych podjętych w Berlinie. Przebudowa Unii Europejskiej w państwo zakłada de facto przejęcie przez ten organizm jego podstawowych funkcji. Klasyczna niemiecka definicja autorstwa Maxa Webera określa państwo jako organizację przymusową, która posiada monopol na legalne stosowanie przemocy na określonym terytorium. Ta krótka definicja rozszerzana jest o kolejne elementy. Ich kompleksową listę zaproponował na początku lat 90. amerykański socjolog Charles Tilly. Jego zdaniem, państwo to organizacja, która ma zdolność do prowadzenia wojen, a więc eliminowania organizacji wrogich, zagrażających państwu spoza jego terytorium. Może eliminować organizacje konkurencyjne wewnątrz, a także legalnie posiadać i kreować narzędzia służące do likwidacji konkurencji. Państwo posiada również władzę do rozstrzygania sporów pomiędzy członkami własnej populacji, a także dysponuje narzędziami służącymi do kontroli sposobu dystrybucji i produkcji dóbr, środków i usług na własnym terenie. 

Te teoretyczne rozważania mają wymierny charakter w postaci procesu politycznego, jaki trwa obecnie w instytucjach UE. Jego celem jest przeforsowanie decyzji politycznych, które stworzą w Europie państwo, wypełniające wszystkie wyżej wymienione elementy. Warto zwrócić uwagę, że wśród klasycznie sformułowanych cech organizmu państwowego nie ma mowy o sposobie podejmowania decyzji. Krótko mówiąc, państwo nie musi być demokratyczne, aby pozostawało państwem. Wystarczy, że ma możliwości realizowania wszystkich swoich funkcji. Z drugiej jednak strony państwo nie może istnieć bez ludności – i celowo nie używam tutaj terminu „obywateli”. To właśnie kwestia unijnego obywatelstwa jest bowiem najpoważniejszym i wcale nie teoretycznym problemem, jaki niemieccy federaści mają z budową unijnego superpaństwa. W największych państwach Europy grubo powyżej 50 proc. obywateli nie chce zgodzić się na likwidację własnej państwowości i przekazanie obowiązków swoich parlamentów, rządów i prezydentów do Brukseli. A ponieważ Unia jest organizacją państw, a nie organizacją obywateli, to wszystkie decyzje podejmowane w Unii zanim wejdą w życie, muszą najpierw uzyskać jakąś formę akceptacji krajowych rządów. W tym przede wszystkim decyzje o zrzeczeniu się przez państwa członkowskie kolejnych części własnej suwerenności. Rządy, które na takie decyzje się zgadzają, muszą się liczyć ze zdaniem własnych obywateli, bo jeśli nie będą tego robić, zostaną odwołane w wyborach. Przekonują się o tym w ostatnich tygodniach politycy we Włoszech, wcześniej doświadczyli tego politycy w Grecji. A obywatele tych państw przekonują się boleśnie, co oznacza oddanie prawa do podejmowania decyzji, na przykład w kwestiach finansów. A ponieważ politycy nie chcą być odwoływani, proces buksuje w miejscu od lat i coraz bardziej sfrustrowani eurofederaści z Niemiec szukają dróg na skróty. Jedną z nich jest unijny system praworządności. Wytrych, który pomijając decyzje obywateli, ma tworzyć prawo. Aby jednak było ono powszechne, musi być ważniejsze niż prawo państw członkowskich. A ponieważ państwo nie toleruje żadnej konkurencji, jest organizacją przymusową i posiadającą monopol, nie może zgodzić się na lokalne konstytucje. I dlatego wyższość polskiej konstytucji nad unijnym prawem jest kwestią być albo nie być państwa polskiego. I wszystkich innych państw w Europie, które nie chcą w przyszłości być po prostu jednym z landów Rzeszy Federalnej Europy.
 

 



Źródło: Gazeta Polska

Michał Rachoń